ale w Wieluniu odebrałem wiadomość, że jego królewska mość rozkazuje mi śpieszyć, więc
trochę wypocząwszy ruszymy dalej, a tymczasem odpraw wasza mość dawną eskortę i podziękuj
kapitanowi, który ją prowadził.
Oficer poszedł wydać odpowiednie rozkazy. Pan Andrzej zatrzymał go po drodze.
- Kto to jest? -spytał.
- Baron Lisola, wysłannik cesarski, który z brandenburskiego dworu udaje się do naszego
pana - odpowiedział oficer.
To rzekłszy wyszedł, a po chwili wrócił.
- Rozkazy waszej ekscelencji spełnione - rzekł do barona.
- Dziękuję -odpowiedział Lisola.
I z wielką, chociaż bardzo pańską uprzejmością wskazał Wrzeszczowiczowi miejsce naprzeciw
siebie.
- Wicher coś poczyna na dworcu świstać - rzekł - i deszcz zacina. Może wypadnie dłużej
popaść. Tymczasem pogawędzimy przed wieczerzą. Co tu słychać? Słyszałem, że małopolskie
województwa poddały się jego szwedzkiej miłości.
- Tak jest, ekscelencjo. Jego królewska mość czeka tylko jeszcze na poddanie się reszty
wojsk, po czym zaraz do Warszawy i do Prus wyruszy.
- Zali to pewna, że oni się poddadzą?
- Deputaci wojskowi już są w Krakowie. Zresztą, nie mogą inaczej uczynić, bo nie mają
wyboru. Jeśli do nas nie przejdą, Chmielnicki ich do nogi wytępi.
Lisola pochylił swą rozumną głowę na piersi.
- Straszne, niesłychane rzeczy! - rzekł.
Rozmowa była prowadzona w niemieckim języku. Kmicic nie tracił z niej ani jednego słowa.
- Ekscelencjo -odpowiedział Wrzeszczowicz - co się stało, to się stać musiało.
- Może być; trudno jednak nie mieć kompasji dla tej potęgi, która w oczach naszych
upadła, i kto nie jest Szwedem; boleć nad tym musi.
- Ja nie jestem Szwedem, ale gdy sami Polacy nie bolejÄ…, nie poczuwam siÄ™ i ja do tego -
odparł Wrzeszczowicz.
Lisola spojrzał na niego uważnie. - Prawda, że nazwisko waszmości nieszwedzkie. Z jakiego
narodu, proszÄ™?
- Jestem Czech.
- Proszę! zatem cesarza niemieckiego poddany?... Więc spod jednego pana jesteśmy.
- Jestem w służbie najjaśniejszego króla szwedzkiego - odrzekł z ukłonem Wrzeszczowicz.
- Nie chcę ja bynajmniej tej służbie ubliżyć! - odparł Lisola - ale takie służby bywają
przemijające, będąc zaś poddanym naszego miłościwego pana, gdziekolwiek waszmość byś był,
komukolwiek byś służył, nie możesz kogo innego za przyrodzonego zwierzchnika uważać.
- Tego nie negujÄ™.
- Więc też powiem szczerze waszmośći, że pan nasz boleje nad tą prześwietną
Rzeczpospolitą, nad losem wspaniałego jej monarchy i nie może łaskawym ani chętnym okiem