wszelkie przeszkody, polskimi siłami Polskę podbijał, bez boju zwyciężał.
Szeregi wojewodów, kasztelanów, urzędników koronnych i litewskich, całe tłumy zbrojnej
szlachty, całe chorągwie niezrównanej jazdy polskiej stały w jego obozie, patrząc w oczy
nowego pana, gotowe na jego skinienie.
Resztki wojsk koronnych coraz natarczywiej wołały na swego hetmana:
?Idź, skłoń siwą głowę przed majestatem Karola... Idź, bo chcemy do Szwedów na leżeć!"
- Do Szwedów! do Szwedów!
I na poparcie słów błyskało tysiące szabel.
Jednocześnie zaś wojna paliła się ciągle na wschodzie. Straszliwy Chmielnicki Lwów znowu
obległ, a zastępy jego sprzymierzeńców, przepływając wedle niezdobytych murów Zamościa,
rozlewały się po całym województwie lubelskim, samego Lublina sięgając.
Litwa była w rękach szwedzkich i Chowańskiego. Radziwiłł rozpoczął wojnę na Podlasiu;
elektor zwłóczył i lada chwila mógł ostatni cios konającej Rzeczypospolitej zadać,
tymczasem w Prusach Królewskich się umacniał.
Poselstwa ze wszech stron dążyły do króla szwedzkiego, winszując mu szczęśliwego podboju.
Zbliżała się zima, liście spadały z drzew, stada kruków, wron i kawek opuściwszy lasy
unosiły się nad wsiami i miastami Rzeczypospolitej.
Za Piotrkowem wjechał znów Kmicic w oddziały szwedzkie, które zajmowały wszystkie trakty
i gościńce. Niektóre, po zdobyciu Krakowa, maszerowały ku Warszawie, mówiono bowiem, że
Karol Gustaw odebrawszy hołd od południowych i wschodnich województw i podpisawszy
?kapitulacjÄ™" czeka tylko jeszcze na poddanie siÄ™ owych resztek wojska stojÄ…cych pod
panem Potockim i Lanckorońskim, po czym zaraz do Prus ruszy i dlatego wojska naprzód
wysyła. Panu Andrzejowi nie tamowano nigdzie drogi, bo w ogóle szlachta nie wzbudzała
podejrzeń i mnóstwo zbrojnych pocztów ciągnęło razem ze Szwedami; inni jechali do Krakowa
to pokłonić się nowemu panu, to uzyskać od niego cokolwiek, nikogo więc nie pytano ani o
glejty, ani o paszporty, tym bardziej że w pobliżu Karola, udającego łaskawość, nie
śmiano nikogo turbować.
Ostatni nocleg przed przybyciem do Częstochowy wypadł panu Andrzejowi w Kruszynie, ale
zaledwie się roztasował, przybyli tam goście. Naprzód nadciągnął oddział szwedzki, około
stu koni wynoszący, pod dowództwem kilku oficerów i poważnego jakiegoś kapitana. Był to
mąż w średnim wieku, postawy dość wspaniałej, rosły, silny, pleczysty, z bystrymi oczyma,
a jakkolwiek i strój nosił obcy, i zgoła na cudzoziemca wyglądał, jednakże wszedłszy do
karczmy przemówił do pana Andrzeja najczystszą polszczyzną, wypytując się go, kto jest i
dokÄ…d jedzie?
Pan Andrzej powiedział tym razem, iż jest szlachcicem z Sochaczewskiego, albowiem dziwnym
mogłoby się to wydawać oficerowi, gdyby poddany elektorski zapuścił się aż w tak odległe
strony. Natomiast dowiedziawszy się, iż pan Andrzej jedzie do króla szwedzkiego ze
skargą, iż mu należnej sumy nie chcą wypłacić, oficer ów rzekł:
- Przy wielkim ołtarzu najlepiej się modlić, i słusznie waćpan czynisz, że do samego