lektory on-line

Potop - Henryk Sienkiewicz - Strona 361

wedle dłoni. Złoty łańcuch spadał mu na piersi, a przez prawe ramię, wzdłuż całego
kaftana, szedł aż do lewego biodra pendent od szpady z holenderskiej skóry, ale tak
nasiany diamentami, że wyglądał jak smuga mieniącego się światła. Zarówno błyszczała od
diamentów i rękojeść szpady, a w kokardach jego trzewików świeciły dwa największe, tak
wielkie jak laskowe orzechy. Cała postać wydawała się wyniosłą, a równie szlachetną jak
piękną.
W jednej ręce trzymał koronkową chusteczkę, drugą dłonią podtrzymywał zwieszony ówczesną
modą na rękojeści kapelusz zdobny we fryzowane czarne pióra strusie, niezmiernie długie.
Wszyscy, nie wyłączając księcia Janusza, patrzyli nań z podziwem i uwielbieniem. Księciu
wojewodzie przychodziły na pamięć młode lata, gdy tak samo gasił wszystkich na dworze
francuskim urodą i bogactwem. Lata te były już daleko, ale teraz zdawało się hetmanowi,
że odżył w tym świetnym kawalerze, który toż samo nosił nazwisko.
Rozochocił się tedy książę Janusz i przechodząc mimo, dotknął wskazującym palcem piersi
brata.
- Łuna od ciebie bije jakby od miesiąca - rzekł. - Czyś nie dla Billewiczówny się tak
wystroił?
- Miesiącowi wszędy łatwo się wcisnąć - odparł chełpliwie Bogusław.
I dalej począł rozmawiać z Ganchofem, przy którym może i umyślnie stanął, ażeby się
lepiej wydawać, bo Ganchof był to mąż dziwnie szpetny: twarz miał ciemną i ospą
podziobaną, nos krogulczy i zadarte do góry wąsy; wyglądał jak duch ciemności, a Bogusław
przy nim jak duch światła.
Wtem weszły damy: pani Korfowa i Oleńka. Bogusław rzucił na nią bystrym wzrokiem i
skłoniwszy się naprędce pani Korfowej, już, już przyłożył palce do ust, aby
Billewiczównie przesłać, wedle kawalerskiej mody, od ust całusa, gdy spostrzegłszy jej
urodę wykwintną a dumną i poważną, w jednej chwili zmienił taktykę. W prawą rękę chwycił
kapelusz i podsunąwszy się ku pannie, skłonił się tak nisko, że prawie zgiął się we
dwoje, pukle peruki spadły mu po obu stronach ramion, szpada przybrała poziome położenie,
a on stał tak, poruszając umyślnie kapeluszem i zamiatając piórami na znak czci posadzkę
przed Oleńką. Bardziej dworskiego ukłonu nie mógł oddać królowej francuskiej.
Billewiczówna, która wiedziała o jego przyjeździe, domyśliła się natychmiast, kto przed
nią stoi, więc chwyciwszy końcami palców za suknię, oddała mu również dyg głęboki.
Wszyscy podziwiali obojga urodę i układność manier, widną z samego powitania, a niezbyt
znaną w Kiejdanach, bo księżna Januszowa więcej kochała się, jako Wołoszka, we wschodnim
przepychu niż w dworności, zaś księżniczka była jeszcze małą dziewczyną.
Wtem Bogusław podniósł głowę, strząsnął pukle peruki na plecy i szurgając mocno nogami,
podsunął się żywo do Oleńki; jednocześnie rzucił paziowi kapelusz, a jej podał rękę.
- Oczom nie wierzę... i chyba we śnie widzę to, co widzę - mówił prowadząc ją do stołu -
ale powiedz mi, piękna bogini, jakim cudem zeszłaś z Olimpu do Kiejdan?
- Choć prostą jestem szlachcianką, nie boginią - odparła Oleńka - nie taka znów
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional