I nie bez chełpliwości wspomniał o listach wysłanych do króla wygnanego, do Chowańskiegó
i do elektora.
- Po moim liście musi się jegomość elektor jasno opowiedzieć za nami albo przeciw nam -
rzekł z dumą.
Ale wojewoda witebski był człek wesoły, może też i podochocił trochę, więc pogładził
wąsa, uśmiechnął się złośliwie i rzekł:
- Panie bracie, a do cesarza niemieckiego nie pisaliście?
- Nie! - rzekł zdziwiony Zagłoba.
- A to szkoda! -odrzekł wojewoda - rozmawiałby równy z równym.
Pułkownicy wybuchnęli gromkim śmiechem, lecz pan Zagłoba zaraz okazał, iż jeśli pan
wojewoda chciał być kosą, to w nim trafił na kamień.
- Jaśnie wielmożny panie ! - rzekł - do elektora mogę pisać, bom i sam, jako szlachcic,
elektor i nie tak to dawno jeszcze, jakom dawał głos za Janem Kazimierzem.
- Toć waćpan dobrze wywiódł! - odpowiedział wojewoda witebski.
- Ale z takim potentatem jak cesarz nie koresponduję - mówił dalej pan Zagłoba - żeby o
mnie nie powiedział pewnego przysłowia, którem na Litwie słyszał...
- Cóż to za przysłowie?
- ?Jakaś głowa kiepska - musi być z Witebska !" - odparł niezmieszany Zagłoba.
Słysząc to pułkownicy aż zlękli się, ale wojewoda witebski przechylił się w tył i wziął
się w boki ze śmiechu.
- A to mnie splantował!... Niechże waści uściskam!... Jak będę chciał brodę golić, to
języka od waści pożyczę!
Uczta przeciągnęła się do późna w noc; przerwało ją dopiero przybycie kilku szlachty spod
Tykocina, którzy przywieźli wieść, że pojazdy Radziwiłła sięgają już tego miasta.
tom II
Rozdział VII
Radziwiłł dawno by był uderzył na Podlasie, gdyby nie to, że rozmaite powody zatrzymywały
go w Kiejdanach. Naprzód czekał na posiłki szwedzkie, z których przysłaniem Pontus de la
Gardie umyślnie zwłóczył. Jakkolwiek jenerała szwedzkiego łączyły węzły pokrewieństwa z
samym królem, przecie ani świetnością rodu, ani znaczeniem, ani obszernymi związkami krwi
nie mógł sprostać temu magnatowi litewskiemu, a co do fortuny, to jakkolwiek w tej chwili
w skarbcu radziwiłłowskim nie było gotowizny, jednakowoż połową dóbr książęcych mogliby
się obdzielić wszyscy jenerałowie szwedzcy i jeszcze uważać się za bogatych. Owóż, gdy z
kolei losów tak wypadło, że Radziwiłł znalazł się zależnym od Pontusa, nie umiał sobie
jenerał odmówić tej satysfakcji, aby owemu panu nie dać uczuć tej zależności i własnej
przewagi.
Radziwiłł zaś nie potrzebował posiłków do pobicia konfederatów, bo na to miał i własnych
sił dosyć, ale byli mu Szwedzi potrzebni z tych powodów, o których wspominał Kmicic w
liście do pana Wołodyjowskiego. Od Podlasia przegradzały Radziwiłła zastępy Chowańskiego,