lektory on-line

Krzyżacy - Strona 341

- To teraz rozumiem - rzekł stary rycerz. - Widząc, że nic nie wskórasz, wolałeś tu
przyjść, gdzie chociaż pomsta może się zdarzyć.
- Tak jest - odpowiedział Zbyszko. - Myślałem także, że jeńców nabierzem i może zamków
kilka ogarniem; ale oni nie umieją zamków zdobywać.
- Hej, przyjdzie sam kniaź Witold, to będzie inaczej.
- Daj go Bóg.
- Przyjdzie. Słyszałem na mazowieckim dworze, że przyjdzie, a może i król z nim razem z
całą potęgą polską.
Lecz dalszą rozmowę przerwało im przyjście Skirwoiłły, który wychylił się niespodzianie z
cienia i rzekł:
- W pochód ruszamy.
Usłyszawszy to, rycerze powstali żywo na nogi, Skirwoiłło zaś zbliżył ku ich twarzom
swoją ogromną głowę i rzekł przyciszonym głosem:
- Są nowiny: idą do Nowego Kowna posiłki. Dwóch rycerzy prowadzi knechtów, bydło i spyżę.
Zaskoczym im.
- To przejdziem Niemen? - zapytał Zbyszko.
- Tak. Wiem bród.
- A w zamku wiedzą o posiłkach.
- Wiedzą i wyjdą im na spotkanie, ale na tych uderzycie wy. I począł im objaśniać, gdzie
mają się zasadzić, tak aby niespodzianie uderzyć na tych, którzy pokwapią się z zamku.
Chodziło mu o to, by jednocześnie stoczyć dwie bitwy i pomścić ostatnie porażki, co mogło
się udać tym łatwiej, że po świeżym zwycięstwie nieprzyjaciel czuł się zupełnie
bezpieczny. Więc wskazał im miejsce i czas, w którym mieli tam zdążyć, a resztę zdał na
ich męstwo i przemyślność. Oni zaś uradowali się w sercach, gdyż zaraz poznali, że mówi
do nich wojownik doświadczony i sprawny. Skończywszy, kazał im iść za sobą i wrócił do
swej numy, w której czekali już na niego kniaziowie i bojarzyni setnicy. Tam powtórzył
rozkazy, wydał nowe, a wreszcie podniósłszy do ust piszczałkę, wyrzeźbioną z wilczej
kości, wydał donośny i przeraźliwy świst, który usłyszano od jednego do drugiego końca
obozu.
Na ów odgłos zakotłowało się coś wedle przygasłych ognisk;
tu i ówdzie poczęły strzelać iskry, potem błysnęły płomyki, które rosły i wzmagały się z
każdą chwilą, a przy ich blasku widać było dzikie postacie wojowników zbierające się koło
stosów z bronią. Bór zadrgał i zbudził się. Po chwili z głębin poczęły dochodzić wołania
koniuchów pędzących stada ku obozowi.
Rozdział XVIII
Doszli rankiem do Niewiaży i przeprawili się: kto konno, kto przy ogonie końskim, kto na
pęku łóz. Poszło to tak prędko, ze aż Maćko, Zbyszko, Hlawa i ci z Mazurów, którzy
przyszli na ochotnika, dziwili się sprawności tego ludu i teraz dopiero zrozumieli,
dlaczego ni bory, ni bagna, ni rzeki nie mogły powstrzymać wypraw litewskich. Wyszedłszy
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional