ciemnego kąta:
- Nie sierdź się, mości żołnierzu, bo Piątek i Sobota są takie miasta, jako i inne, w
których się jarmarki jesienne na konie odbywają. Nie wierzysz, to się pana starosty
spytaj, który musi o nich wiedzieć.
- Jakże! - rzekł Rzędzian.
Na to Butrym:
- Kiedy tak, to co innego. Ale po co wam do onych miast jechać? Możecie i w Szczuczynie
koni zbyć, bo nam siła nie staje, a te, cośmy w Pilwiszkach zagarnęli, na nic, bo
wszystko odsednione.
- Każdy tam jedzie, gdzie mu lepiej, a my swoją drogę znamy - odpowiedział Kmicic.
- Nie wiem, gdzie waści lepiej, ale nam nie lepiej, byś Szwedom koni doprowadzał i z
językiem do nich jeździł.
- Dziwne mi to -rzekł dzierżawca z Wąsoszy.
- Ci ludzie na Szwedów wymyślają, a jakoś im pilno ku nim się przebrać?
Tu zwrócił się ku Kmicicowi:
- A waćpan też mi nie bardzo do koniuchy podobny, bo i pierścień zacny na ręku widziałem,
którego by się niejeden pan nie powstydził...
- Jeśli się waszmości tak udał, to go ode mnie kup, bo ja dwie orty za niego w Łęgu
zapłacił - odpowiedział Kmicic.
- Dwie orty?... - to chyba nie szczery, ale przednio udany... Pokaż waść!
- Weź, wasza mość !
- A sam to się nie możesz ruszyć?... Ja mam chodzić?
- Bom się okrutnie strudził.
- Ej, bratku! rzekłby kto, że oblicze chcesz ukryć!
Słysząc to Józwa nie rzekł ani słowa, jeno zbliżył się do komina, wyciągnął palącą się
głownie i trzymając ją wysoko nad głową, poszedł wprost do Kmicica i zaświecił mu w oczy.
Kmicic podniósł się w jednej chwili na całą wysokość i przez jedno mgnienie powieki
patrzyli sobie oko w oko - nagle głownia wypadła z rąk Józwy, rozsypując tysiące skier po
drodze.
- Jezus Maria!! -zakrzyknął Butrym - to Kmicic!...
- Jam jest! -odrzekł pan Andrzej widząc, że nie ma dłużej sposobu ukryć się.
Lecz Józwa zaczął krzyczeć na żołnierzy, którzy zostali przed sienią :
- Bywaj! bywaj! Trzymaj!
Po czym zwrócił się do pana Andrzeja:
- Tyżeś to, piekielniku, zdrajco?! Tyżeś to, diable wcielony?! Raz się wymknąłeś z moich
rąk, a teraz do Szwedów w przebraniu dążysz? Tyżeś to, Judaszu, kacie męża i niewiasty?
mam cię!
To rzekłszy chwycił za kark pana Andrzeja, a pan Andrzej chwycił jego; lecz poprzednio
już dwaj młodzi Kiemlicze, Kosma i Damian, podnieśli się z ławy, sięgając rozczochranymi