lektory on-line

Krzyżacy - Strona 326

Juranda, zbliżyła się do otwartego okna, wspięła się na ramę i zadarłszy ku księżycowi
swą trójkątną paszczę, poczęła wyć z cicha i żałośnie.
Jakkolwiek Czech wielbił Jagienkę, a serce lgnęło mu coraz bardziej do ślicznej
Sieciechówny, jednakże młoda a chrobra dusza rwała mu się przede wszystkim do wojny.
Wrócił wprawdzie do Spychowa z rozkazu Maćka, gdyż był służbisty, a przy tym znajdował
pewną osłodę w myśli, iż będzie obu pannom strażą i opiekunem, lecz gdy sama Jagienka
rzekła mu to, co zresztą było prawdą, że im w Spychowie nic nie grozi i ze jego powinność
przy Zbyszku, z radością na to przystał. Maćko nie był jego bezpośrednim zwierzchnikiem,
więc łatwo mógł usprawiedliwić się przed nim, że nie został w Spychowie z rozkazu prawej
swojej pani, która kazała mu iść do pana Zbyszka.
Jagienka zaś uczyniła to w myśli, iż giermek tej siły i sprawności zawsze może się
przydać Zbyszkowi i z niejednej toni go wybawić. Dał już przecie tego dowody podczas
owych łowów książęcych, w których Zbyszko omal życia od tura nie stradał. Tym bardziej
mógł być pożyteczny na wojnie, zwłaszcza takiej, jaka toczyła się na żmujdzkiej granicy.
Głowaczowi było tak pilno w pole, że gdy razem z Jagienką wrócili od Juranda, podjął ją
pod nogi i rzekł:
- To wolę waszej miłości zaraz się pokłonić i o dobre słowo na drogę poprosić...
- Jakże - zapytała Jagienka - dziś jeszcze chcesz jechać?
- Jutro do dnia, by konie przez noc wypoczęły. Okrutnie daleka na Zmujdź wyprawa!
- To i jedź, bo łacniej rycerza Maćka dogonisz.
- Ciężko będzie. Stary pan twardy na wszelakie trudy i o kilka dni mnie wyprzedził. Przy
tym pojedzie przez Prusy, by sobie drogę skrócić, ja zaś puszczami muszę. Pan ma listy od
Lichtensteina, które po drodze może pokazywać, ja zaś musiałbym pokazywać chyba ot co! -
i tym sobie wolny przejazd czynić.
To rzekłszy, położył rękę na głowni korda, który miał przy boku, co widząc, Jagienka
zawołała:
- A ostrożnie! Skoro jedziesz, to trzeba, byś dojechał, a nie w jakowymś podziemiu
krzyżackim ostał. Ale i w puszczach dawaj na się baczenie, bo tam teraz różne złe bożki
mieszkają, które tamtejszy naród czcił, nim do krześcijaństwa nie przystał. Pamiętam,
jako to i rycerz Maćko, i Zbyszko opowiadali w Zgorzelicach.
- Pamiętam, ale jakoś nie boję się, bo chudziny to, nie bożeczkowie, i siły nijakiej nie
mają. Dam ja sobie z nimi rady i z Niemcami, których napotkam też, byle wojna chciała
dobrze rozgorzeć.
- A to nie rozgorzała? Powiadaj, coście o niej między Niemcami słyszeli.
Na to roztropny pachołek namarszczył brew, zastanowił się przez chwilę, po czym rzekł:
- I rozgorzała, i nie rozgorzała. Pilnie my o wszystko dopytywali, a szczególnie rycerz
Maćko, któren jest chytry i objechać każdego Niemca umie. Niby to o co innego pyta, niby
życzliwość udaje, z niczym się sam nie wyda, a w sedno utrafi i z każdego nowinę jakoby
rybę hakiem wyciągnie. Zechce-li wasza miłość cierpliwie słuchać, to powiem. Kniaź Witold
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional