rekwizycję nie zabrali.
- To trzeba je było na miejscu zbyć. Ot, i na Podlasiu stoją podobno te chorągwie, które
się przeciw hetmanowi zbuntowały, a które pewnie nie mają koni do zbytku?
- Tego ja nie wiem, bom między nimi nie bywał, chociaż jakiś przejezdny pan dał mi list
do jednego z ich pułkowników, abym go przy okazji oddał.
- Jakże to ów przejezdny pan mógł dać waćpanu list, skoro na Podlasie nie jedziesz?
- Bo w Szczuczynie stoi jedna konfederacka chorągiew, więc ów jego-mość rzekł mi tak:
albo sam oddasz, albo okazję znajdziesz, wedle Szczuczyna przejeżdżając.
- A to się dobrze składa, bo ja do Szczuczyna jadę.
- Wasza mość także przed Szwedami ucieka?
Nieznajomy zamiast odpowiedzieć popatrzył na Kmicica i spytał flegmatycznie:
- Czemu to waćpan mówisz: t a k ż e, skoro sam nie tylko nie uciekasz, ale między nich
jedziesz i konie im będziesz sprzedawał, jeśli ci ich siłą nie zabiorą?
Na to Kmicic ruszył ramionami.
- Mówiłem : t a k ż e, bom w Łęgu widział wiele szlachty, którzy się przednimi chronili,
a co do mnie, niechby im się wszyscy przysługiwali, ile ja mam chęci im służyć, to tak
myślę, żeby tu długo miejsca nie zagrzali...
- I nie boisz się tego mówić? - pytał nieznajomy.
- Nie boję się, bom też niepłochliwy, a po drugie, jegomość do Szczuczyna jedziesz, a w
tamtej stronie wszyscy głośno mówią, co myślą, daj zaś Boże, by jak najprędzej od gadania
do roboty przyszło.
- Widzę, że bystry z waszeci człowiek nad kondycję! - powtórzył nieznajomy. -Ale kiedy
tak Szwedów nie kochasz, czemu od onych chorągwi, które się przeciw hetmanowi zbuntowały,
odchodzisz? Zali to one zbuntowały się dla zatrzymanego żołdu albo dla swywoli? nie! jeno
że hetmanowi i Szwedom nie chciały służyć. Lepiej by było tym żołnierzom, niebożętom, pod
hetmanem zostać, a przecie woleli narazić się na miano buntowników, na głód, niewywczasy
i przeliczne zgubne terminy niż przeciw królowi czynić. Źe tam przyjdzie między nimi i
Szwedami do wojny, to pewno, a może by już i przyszło, gdyby nie to, że Szwedzi jeszcze
do tego kąta nie zaleźli... Poczekaj, zalezą, trafią tu, a wówczas zobaczysz waszeć!
- Tak i ja myślę, że tu się najprędzej wojna rozpocznie! - rzekł Kmicic.
- Ba, jeżeli tak myślisz, a masz szczery ku Szwedom dyzgust (co ci i z oczu patrzy, że
prawdę mówisz, bo ja się na tym znam), to czemu tedy do tych zacnych żołnierzów nie
przystaniesz? Alboż to nie pora, alboż im nie potrzeba rąk i szabel? Niemało to tam
zacnych służy, którzy woleli swojego pana nad cudzego, i coraz ich więcej będzie.
Jedziesz waszeć z tych stron, w których Szwedów jeszcze wcale nie zaznali, ale ci, co ich
zaznali, rzewnymi łzami płaczą. W Wielkopolsce, choć się im dobrowolnie poddała, już
palce szlachcie w kurki od muszkietów wkręcają a rabują, a rekwizycje czynią, co mogą,
zabierają... W tutejszym województwie nie lepszy ich proceder. Jenerał Szteinbok wydał
manifest, by każdy spokojnie w domu siedział, to go uszanują i jego dobro. Ale gdzie tam!