szukasz, toś hultaj!- Bóg świadkiem naszej niewinności.
- Aleście już tu piwa nawarzyli. Krótko mówiąc, lepiej wam stąd uchodzić, bo prędzej,
później stryczek was nie minie. Pojedziecie ze mną; wierną służbą zmażecie winy i cześć
odzyskacie. Biorę was do służby, a już tam i korzyść się znajdzie lepsza aniżeli z onych
koni.
- Pojedziem z waszą miłością wszędy, przeprowadzim przez Szwedów i przez hultajów, bo
prawdę waszej miłości rzec, to nas tu źli ludzie okrutnie prześladują, a za co? za co?...
Za nasze ubóstwo - nic! jak za ubóstwo...Może też Bóg zmiłuje się nad nami i poratuje nas
w utrapieniu!
Tu stary Kiemlicz mimo woli zatarł ręce i błysnął oczyma.
?Od tych robót - pomyślał sobie - zagotuje się w kraju jak w kotle, a wtedy głupi nie
skorzysta."
Wtem Kmicic spojrzał na niego bystro.
- Jeno nie próbuj mnie zdradzić! - rzekł groźnie - bo nie zdzierżysz, a ręka boska jedna
zdoła cię wówczas wyratować!
- To się po nas nie pokazało - odrzekł ponuro Kiemlicz - i niech mnie Bóg potępi, jeśli
mi taka myśl w głowie postała.
- Wierzę - rzekł po krótkim milczeniu Kmicic - bo zdrada to jeszcze co innego jak
hultajstwo i niejeden hultaj przecie tego nie uczyni.
- Co wasza miłość teraz rozkaże? - zapytał Kiemlicz.
- Naprzód są dwa listy, potrzebujące prędkiej ekspedycji. Maszli ludzi roztropnych?
- Gdzie mają jechać?
- Jeden niech jedzie do księcia wojewody, ale nie potrzebuje samego widzieć. Niech jeno
list odda w pierwszej książęcej chorągwi i wraca nie czekając odpowiedzi.
- Smolarz pojedzie, to człek roztropny i bywały.
- Dobrze. Drugi list trzeba odwieźć ku Podlasiowi; pytać o chorągiew laudańską pana
Wołodyjowskiego i samemu pułkownikowi w ręce oddać...
Stary począł mrugać chytrze i tak myślał:
?To, widzę, robota na wszystkie strony, kiedy już i z konfederatami się wąchają; będzie
ukrop! Będzie!..."
Po czym rzekł głośno:
- Wasza miłość! Jeśli to nie tak pilne pismo, to może by, wyjechawszy z lasów, komu po
drodze oddać. Siła tu szlachty konfederatom sprzyja i każdy chętnie odwiezie, a nam się
jeden więcej człowiek zostanie.
- Toś roztropnie wykalkulował - rzekł Kmicic - bo lepiej, żeby ten co zawiezie list, nie
wiedział, od kogo wiezie. A czy prędko wyjedziem z lasów?
- Jak wasza miłość chce. Może jechać i dwie niedziele albo jutro wyjechać.
- Tedy potem o tym, a teraz słuchaj mnie pilno, Kiemlicz!
- Zważam wszystkim rozumem, wasza miłość.