pojedynczo nie znosił. A najlepiej poślijcie pewnych ludzi do pana wojewody witebskiego,
aby osobą swą co najprędzej nadjechał i komendę nad wszystkimi objął. Źyczliwy to radzi -
wierzcie mu! Tymczasem kupy siÄ™ trzymajcie, chorÄ…giew od chorÄ…gwi niedaleko kwatery
wybierając, abyście jedni drugim na pomoc iść mogli. Hetman mało ma jazdy, jeno trochę
dragonów i Kmicicowych ludzi, ale niepewnych. Kmicica samego nie ma, któremu hetman jakąś
inną funkcję obmyślił, bo podobno już mu nie ufa. Któren też nie jest taki zdrajca, jak
powiadajÄ…, jeno uwiedziony. Bogu was polecam. - Babinicz."
Pan Andrzej nie chciał kłaść pod listem własnego nazwiska, sądził bowiem, że ono w każdym
musi wzbudzić wstręt, a zwłaszcza nieufność. ?Jeżeli rozumieją (myślał sobie), że lepiej
im będzie wymykać się przed hetmanem niż kupą mu zajść drogę, tedy obaczywszy moje
nazwisko, zaraz będą podejrzewali, że umyślnie w kupę ich chcę zebrać, aby hetman jednym
zamachem mógł z nimi skończyć; pomyślą, że to nowa sztuka, a od jakiegoś Babinicza
prędzej przyjmą przestrogę."
Babiniczem zaś nazwał się pan Andrzej od miasteczka Babinicze, leżącego niedaleko Orszy,
które od prastarych czasów do Kmiciców należało.
Napisawszy więc ów list, w którego końcu umieścił kilka nieśmiałych słów na własną
obronę, doznał nowej w sercu pociechy na myśl, że oto już tym listem pierwszą oddaje
usługę nie tylko panu Wołodyjowskiemu i jego przyjaciołom, ale wszystkim pułkownikom,
którzy ojczyzny dla Radziwiłła nie chcieli porzucić. Czuł przy tym, że ta nić będzie się
snuła dalej. Terminy, w które popadł, były istotnie ciężkie, niemal desperackie, ale
przecie znalazła się jakaś rada, jakoweś wyjście, jakaś wąska ścieżka, która mogła na
gościniec wyprowadzić.
Lecz teraz, gdy wedle wszelkiego prawdopodobieństwa Oleńka była zabezpieczona od zemsty
księcia wojewody, a konfederaci od niespodziewanego napadu, zadał sobie pan Andrzej
pytanie, co sam będzie czynił.
Zerwał ze zdrajcami, spalił za sobą mosty, chciał teraz służyć ojczyźnie, ponieść jej w
ofierze siły, zdrowie, gardło - ale jak to uczynić? jak zacząć? do czego przyłożyć ręki?
I znów mu przyszło do głowy:
?Iść do konfederatów..."
Lecz jeśli nie przyjmą, jeśli zdrajcą ogłoszą i usieką albo co gorzej, sromotnie wypędzą?
- Wolejby usiekli ! -zakrzyknął pan Andrzej i spłonął ze wstydu i poczucia własnej
sromoty. - Podobnoż to łatwiej ratować Oleńkę, łatwiej konfederatów niż sławę własną.
Tu dopiero rozpoczynały się prawdziwie desperackie terminy.
I znów junacka dusza poczęła kipieć.
- Albo to nie mogę czynić, jakom przeciw Chowańskiemu czynił? - rzekł do siebie. - Kupę
zbiorę, będę Szwedów najeżdżał, palił, ścinał. Nie nowina mi to! Nikt im się nie oparł,
ja się oprę, aż przyjdzie chwila, że jako Litwa pytała, tak cała Rzeczpospolita spyta:
kto ów junak, który sam jeden śmie Iwu w paszczę włazić? Wtedy czapkę zdejmę i powiem :
?Patrzcie, to ja, Kmicic!"