lektory on-line

Krzyżacy - Strona 301

widłami w ziemię i Krzyżaka se wydobył, a potem do piekła poniósł. Słyszeli we Płowcach
ludziska harmider taki, jakby psi stadami wyli, ale tego nie mogli wyrozumieć, czy to
Miemcy wyli ze strachu a zaś żałości, czyli też diabły z wesela. Było tego, póki księża
rowów nie poświęcili i póki ziem na Nowy Rok nie zamarzła tak, że i widły nie brały.
Tu umilkł i po chwili dodał:
- Ale daj Bóg, panie rycerzu, taki koniec, jakoście mówili, bo chociaż ja tego nie
dożyjem, ale tacy pachołeckowie, jako ci dwaj, dożyją i nie będą tego widzieli, na co
oczy moje patrzyły.
To rzekłszy, począł przyglądać się to Jagience, to Sieciechównie i dziwić się ich cudnym
twarzom, i głową kręcić.
- Nikiej mak we zbożu - rzekł. - Takich ja jeszcze nie widział. W podobny sposób
przegwarzyli część nocy, potem pokładli się spać w budach na mchach miękkich jak puch,
ciepłymi skórami pokrytych, a gdy sen mocny pokrzepił ich członki, ruszyli nazajutrz
dobrze już za widna dalej. Droga wzdłuż wądołu nie była wprawdzie zbyt łatwa, ale też i
nietrudna, tak że jeszcze przed zachodem słońca ujrzeli zamek łęczycki. Miasto było na
nowo z popiołów wzniesione, w części z czerwonej cegły, a nawet i z kamienia. Mury miało
wysokie, wieżami bronne, kościoły jeszcze od sieradzkich wspanialsze. U dominikanów łatwo
zasięgnęli wieści o opacie. Był, mówił, że mu lepiej, radował się nadzieją, że całkiem
ozdrowieje, i przed kilku dniami wyruszył w dalszą drogę. Maćkowi nie chodziło już
zbytnio o doścignięcie go w drodze, gdyż postanowił już wieźć obie dziewki aż do Płocka,
gdzie i tak byłby je opat zawiózł, ale że mu pilno było do Zbyszka, więc zakłopotał się
srodze inną nowiną: że już po opatowym wyjeździe rzeki tak wezbrały, iż całkiem nie można
było jechać dalej. Dominikanie, widząc rycerza ze znacznym pocztem, któren, jak mówił, do
księcia Ziemowita jechał, przyjęli i podejmowali ich gościnnie, a nawet opatrzyli Maćka
na drogę drewnianą, oliwną tabliczką, na której wypisana była po łacinie modlitwa do
anioła Rafała, patrona podróżnych.
Przez dwa tygodnie trwał przymusowy pobyt w Łęczycy, przy czym jeden z giermków zamkowego
starosty odkrył, że pachołkowie przejezdnego rycerza byli dziewczynami, i z miejsca
zakochał się na umór w Jagience. Czech chciał go zaraz pozywać za to na udeptaną ziemię,
ale że stało się to wigilią wyjazdu, więc Maćko odradzał mu ten postępek.
Gdy wyruszyli w dalszą ku Płockowi drogę, wiatr osuszył nieco gościńce, bo jakkolwiek
przychodziły dżdże częste, ale jak zwykle wiosną trwały krótko. Były też ciepłe i duże,
albowiem wiosna nastąpiła zupełna. Na polach świeciły w bruzdach jasne pasy wody, od
zagonów dolatywał z powiewem mocny zapach mokrej ziemi. Bagna pokryły się kaczeńcem, w
lasach zakwitły przylaszczki - i piegże podnosiły między gałęziami świergot radosny. W
serca podróżnych wstąpiła też nowa ochota i nadzieja, zwłaszcza że jechało im się dobrze
i że po szesnastu dniach podróży stanęli u bram Płocka.
Ale przyjechali w nocy, gdy bramy grodu były już zamknięte, więc musieli nocować u tkacza
za murami. Dziewczyny, poszedłszy spać późno, pospały się po trudach i niewygodach
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional