lektory on-line

Potop - Henryk Sienkiewicz - Strona 297

W chacie uczyniło się cicho, jeno świerszcze rozpoczęły zwykłą muzykę, w przyległej
komórce myszy chrobotały w nagromadzonych tam rupieciach, od czasu do czasu zaś chory
budził się i marzył widocznie gorączkowo, bo do uszu Soroki dolatywały bezładne jego
słowa:
- Miłościwy królu, odpuść... Tamci zdrajcy... Wszystkie ich sekreta powiem...
Rzeczpospolita sukno czerwone... Dobrze, mam cię, mości książę... Trzymaj!... Miłościwy
królu!... Tędy, bo tam zdrada!
Soroka podnosił się na tapczanie i słuchał, lecz chory, zakrzyknąwszy raz i drugi,
zasypiał, a potem znów budził się i wołał:
- Oleńka! Oleńka, nie gniewaj się!...
Dopiero koło północy uspokoił się zupełnie i zasnął na dobre. Soroka też począł drzemać,
ale wnet zbudziło go ciche pukanie do drzwi chaty.
Czujny żołnierz otworzył oczy natychmiast i zerwawszy się na równe nogi, wyszedł z chaty.
- A co tam?
- Panie wachmistrzu, smolarz uciekł.
- Do stu diabłów! wnet on nam tu zbójów naprowadzi. A kto jego pilnował?
- Biłous.
- Poszedłem z nim konie poić - rzekł tłumacząc się Biłous. - Kazałem mu wiadro ciągnąć, a
sam szkapy trzymałem...
- I co? w studnię skoczył?
- Nie, panie wachmistrzu, jeno między pnie, co ich wedle studni siła leży naciętych, i w
karczowe doły: Puściłem konie, bo choćby się rozbiegły, to tu są drugie, i skoczyłem za
nim, alem w pierwszym dole utknął. Noc, ciemno, jucha miejsce zna, tak i pomknął... Źeby
go mór trafił!
- Naprowadzi on nam tu diabłów, naprowadzi... Źeby go pioruny zatrzasły!?
Wachmistrz uciął, a po chwili rzekł:
- Nie będziemy się kładli, trzeba czuwać do rana: lada chwila kupa nadejść może.
I dając przykład innym, sam zasiadł na progu chaty z muszkietem w ręku, żołnierze zaś
siedli koło niego gwarząc między sobą z cicha, to podśpiewując półgłosem, to nasłuchując,
czy wśród nocnych odgłosów boru nie dojdzie ich tętent i parskanie zbliżających się koni.
Noc była pogodna i księżycowa, ale hałaśliwa. W głębinach leśnych wrzało życie. Była to
pora bekowiska, więc puszcza brzmiała naokół groźnymi rykami jeleni. Odgłosy owe,
krótkie, chrapliwe, pełne gniewu i zaciekłości, rozlegały się naokoło, we wszystkich
częściach lasu, w głębiach i bliżej, czasem tuż, tuż, jakby o sto kroków za chatą.
- Jeśli oni nadejdą, to też będą porykiwać, by nas zmylić - rzekł Biłous.
- E! tej nocy nie nadejdą. Nim chłop do nich zdąży, to i dzień będzie! -odrzekł inny
żołnierz.
- Po dniu, panie wachmistrzu, zdałoby się chatę przetrząść i pod ścianami pokopać, bo
jeśli zbóje tu mieszkają, to i skarby muszą być.
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional