lektory on-line

Quo vadis - Henryk Sienkiewicz - Strona 295

w zamyśleniu, z oczyma utkwionymi w coś innego. Obojgu zdawało się, że poczyna ich już ogarniać
wieczność. Rozmawiali o miłości, o tym, jak będą miłowali się i żyli razem, ale jedynie z tamtej
strony grobu, i jeśli czasem myśl ich zwracała się jeszcze ku rzeczom ziemskim, to tylko jak myśl
ludzi, którzy gotując się w wielką drogę, rozmawiają o przygotowaniach podróżnych. Zresztą
otaczała ich cisza taka, jaka otacza dwie kolumny stojące gdzieś na pustkowiu i zapomniane.
Chodziło im już tylko o to, by Chrystus ich nie rozdzielił; a gdy każda chwila wzmagała w nich tę
pewność, rozkochali się w Nim jak w ogniwie, które ich miało połączyć, jak w nieskończonym
szczęściu i w nieskończonym spokoju. Na ziemi jeszcze opadał z nich proch ziemi. Dusze stały się w
nich czyste jak łzy. Pod grozą śmierci, wśród nędzy i cierpień, na barłogu więziennym poczęło się dla
nich niebo, albowiem ona brała go za rękę i prowadziła, jakby już zbawiona i święta, do wieczystego
źródła życia.
A Petroniusz zdumiewał się widząc w twarzy Winicjusza coraz większy spokój i jakieś dziwne blaski,
których nie widywał dawniej. Chwilami nawet rodziły się w jego umyśle przypuszczenia, że
Winicjusz znalazł jakowąś drogę ratunku, i było mu przykro, że go w swe nadzieje nie wtajemnicza.
Wreszcie, nie mogąc wytrzymać, rzekł mu:
— Teraz ty wyglądasz inaczej, więc nie czyń przede mną tajemnicy, bo chcę i mogę ci być
pomocnym: czy ułożyłeś co?
— Ułożyłem — odpowiedział Winicjusz — ale ty nie możesz mi być już pomocny. Oto po jej śmierci
wyznam, żem jest chrześcijaninem, i pójdę za nią.
— Więc nie masz nadziei?
— Owszem, mam. Chrystus mi ją odda i nie rozłączę się z nią już nigdy.
Petroniusz począł chodzić po atrium z wyrazem rozczarowania i zniecierpliwienia w twarzy, po czym
rzekł:
— Na to nie potrzeba waszego Chrystusa, albowiem tę samą usługę może ci oddać nasz Tanatos.
A Winicjusz uśmiechnął się smutno i rzekł:
— Nie, drogi, ale ty tego nie chcesz zrozumieć.
— Nie chcę i nie mogę — odpowiedział Petroniusz. — Nie czas na rozprawy, ale pamiętasz, coś
mówił, gdy nam się nie udało wyrwać jej z Tullianum? Ja straciłem wszelką nadzieję, a tyś rzekł,
gdyśmy wrócili do domu: „A ja wierzę, że Chrystus może mi ją wrócić.” Niechże ci ją wróci. Gdy
rzucę kosztowną czarę w morze, nie potrafi oddać mi jej żaden z naszych bogów, ale jeśli i wasz nie
lepszy, to nie wiem, dlaczego bym miał go czcić więcej od dawnych.
— On też mi ją odda — odrzekł Winicjusz.
Petroniusz wzruszył ramionami.
— Czy wiesz — zapytał — że chrześcijanami mają jutro oświecić ogrody cezara?
— Jutro? — powtórzył Winicjusz.
I wobec bliskiej strasznej rzeczywistości serce zadrgało w nim jednak bólem i przerażeniem.
Pomyślał, że to może ostatnia noc, którą będzie mógł spędzić z Ligią, więc pożegnawszy Petroniusza
udał się śpiesznie do dozorcy puticulów po swoją tesserę.
Lecz tu czekał go zawód, dozorca albowiem nie chciał mu dać znaku.
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional