wyraźne, a niektóre, o ile przy świetle księżyca można było miarkować, wydawały się
zupełnie świeże. Jednakże konie zapadały do kolan i wyżej. Już obawiali się żołnierze,
czy przebrną, czy głębsze jeszcze topiele nie odkryją się przed nimi, gdy po upływie pół
godziny do nozdrzy ich doszedł zapach dymu i żywicy.
- Smolarnia tu musi być! - rzekł Soroka.
- A ot! tam skry widać! - rzekł żołnierz.
I rzeczywiście, w dali ukazała się smuga czerwonawego, przesyconego płomieniem dymu,
około której skakały iskry tlejącego pod ziemią ogniska. Zbliżywszy się ujrzeli żołnierze
chatę, studnię i dużą szopę, zbitą z bierwion sosnowych. Konie, zmęczone drogą, poczęły
rżeć - liczne rżenia odpowie-działy im spod szopy, a jednocześnie przed jezdnymi stanęła
jakaś postać ubrana w kożuch przewrócony wełną do góry.
- A siła koni? -spytał człowiek w kożuchu.
- Chłopie! Czyja to smolarnia? - rzekł Soroka.
- Coście wy za jedni? Skądeście się tu wzięli? - pytał znowu smolarz głosem, w którym
widoczny był przestrach i zdziwienie.
- Nie bój się! -odpowiedział Soroka - nie zbóje!
- Jedźcie w swoją drogę, nic tu po was!
- Zamknij pysk i do chaty prowadź, póki prosim. A nie widzisz, chamie, że rannego wieziem!
- Coście za jedni?
- Pilnuj, abym ci z rusznicy nie odpowiedział. Lepsi od ciebie, parobku! Prowadź do
chaty, a nie, to cię we własnej smole ugotujem.
- Jeden się przed wami nie obronię, ale będzie nas więcej. Gardła wy tu położycie!
- Będzie i nas więcej, prowadź!
- To i chodźcie, nie moja sprawa.
- Co masz jeść dać, to daj - i gorzałki. Pana wieziemy, który zapłaci.
- Byle stąd żyw wyjechał.
Tak rozmawiając weszli do chaty, w której na kominie palił się ogień ,a z garnków
postawionych na trzonie rozchodził się zapach duszonego mięsiwa. Izba była dość
przestronna. Soroka zaraz na wstępie zauważył, iż pod ścianami stało sześć tapczanów
okrytych obficie baranimi skórami.
- To tu jakaś kompanija mieszka - mruknął do towarzyszów. Podsypać rusznice i czuj duch!
Tego chama pilnować, by nie umknął. Niechże dzisiejszej nocy kompanija śpi na dworze, bo
my z izby nie ustÄ…pim.
- Panowie nie przyjadą dziś - rzekł smolarz.
- To i lepiej, bo nie będziem się o kwaterę spierali, a jutro sobie pojedziem-odparł
Soroka - tymczasem wykiń mięsiwo na misę, bośmy głodni, i koniom owsa nie żałuj.
- A skąd by tu owsa wziąść przy smolarni, wielmożny panie żołnierzu?
- Słyszeliśmy konie pod szopą, to musi być i owies; smołą ich nie żywisz.
- To nie moje konie.