mam dowód na sobie... Powiem ci nawet, żeś potrafił mnie samego śmiałością zadziwić, a to
niełatwa rzecz.
- Wszystko mi jedno. Podziękuj wasza książęca mość Bogu, żeś dotąd żyw, i kwita!
- Nie, panie kawalerze! Przede wszystkim ty za to Bogu podziękuj... Bo gdyby jeden włos
spadł z głowy mojej, to wiedz, że cię Radziwiłłowie znajdą choćby pod ziemią. Jeśli
liczysz na to, że teraz niezgoda między nami i że cię nieświescy i ołyccy ścigać nie
będą, to się mylisz. Krew radziwiłłowska musi zostać pomszczona, przykład straszliwy musi
być dany, inaczej nie żyć by nam w tej Rzeczypospolitej. Za granicą także się nie
schronisz! Cesarz niemiecki cię wyda, bom ja książę Rzeszy Niemieckiej, elektor
brandenburski mój wuj, książę Oranii jego szwagier, królestwo francuscy i ich ministrowie
moi przyjaciele. Gdzie się schronisz?... Turcy i Tatarzy cię sprzedadzą, choćbyśmy mieli
pół fortuny im oddać. Kąta na ziemi nie znajdziesz ani takich puszcz, ani takich ludów...
- Dziwno mi to -rzekł Kmicic - że się wasza książęca mość o moje zdrowie z góry tak
troszczysz, wielka persona Radziwiłł!... A przecie mi tylko cyngla ruszyć...
- Temu nie neguję. Nieraz się już zdarzało w świecie, że wielki człowiek ginął z rąk
prostaka. Toć i Pompejusza ciura zabił, toć królowie francuscy z rąk ludzi niskiego stanu
ginęli, toć nie dalej szukając i wielkiemu ojcu mojemu toż samo się przygodziło... Jeno,
pytam siÄ™ ciebie, co dalej?
- Et, co mi tam! Nie dbałem ja nigdy o to wielce, co jutro będzie. Przyjdzie ze
wszystkimi Radziwiłłami się zahaczyć, to jeszcze Bóg to wie, kto komu lepiej przygrzeje.
Już to dawno miecz mi ciągle wisiał nad głową, a dlatego niech jeno oczy zmrużę, to i
śpię smaczno jak suseł. W dodatku, mało mi będzie jednego Radziwiłła, to porwę drugiego i
trzeciego...
- Jak mi Bóg miły, kawalerze, tak mi się podobasz!... Bo to ci powtarzam, że chyba ty
jeden w Europie mogłeś się na coś podobnego ważyć. Ani się, bestia, zatroska, ani
pomyśli, co jutro będzie! Lubię śmiałych ludzi, a coraz ich mniej na świecie... Ot,
porwał sobie Radziwiłła i trzyma go jak swego...
Gdzieżeś się taki uchował, kawalerze? Skąd jesteś?
- Chorąży orszański !
- Panie chorąży orszański, żal mi, że Radziwiłłowie tracą takiego człowieka jak waćpan,
bo z takimi ludźmi siła można dokazać. Gdyby nie o mnie chodziło... Hm! nie żałowałbym
niczego, by cię skaptować...
- Za późno! -rzekł Kmicic.
- To się rozumie! -odpowiedział książę. - Wiele za późno! Ale to ci przyrzekam, że każę
cię po prostu rozstrzelać, boś godzien żołnierską śmiercią zginąć... Co za diabeł
wcielony! Z pośrodka moich ludzi mnie porwał!
Kmicic nie odrzekł nic; książę zaś zamyślił się przez chwilę, po czym zakrzyknął:
- Wreszcie, pal cię sześć! Jeżeli puścisz mnie natychmiast, nie będę się mścił! Dasz mi
tylko parol, że nikomu nie wspomnisz, co zaszło i ludziom nakażesz milczenie.