- A ty kto? - odparł Kmicic.
I mknęli dalej.
Rozdział XXVI
Biegli długo borem, pędząc tak, że sosny przydrożne zdawały się uciekać w tył w popłochu;
mijali karczmy, chaty pobereżników, smolarnie, a czasem wozy ciągnące pojedynczo lub po
kilka ku Pilwiszkom. Od chwili do chwili książę Bogusław przechylał się w kulbace, jakby
chcąc próbować oporu, ale wówczas ramiona jego wykręcały się jeno boleśniej w żelaznych
rękach Kmicicowych żołnierzy, a pan Andrzej przykładał mu znów lufę między łopatki i
biegli dalej. Kapelusz księciu spadł-wiatr rozwiewał bujne, jasne sploty jego peruki - i
biegli dalej, aż biała piana poczęła spadać płatami z koni.
Na koniec trzeba było zwolnić, bo ludziom i koniom tchu zbrakło, a Pilwiszki pozostały
tak daleko, że wszelka możliwość pogoni znikła. Jechali tedy czas jakiś stępą i w
milczeniu, przesłonięci tumanem pary, która buchała z rumaków.
Książę przez długi czas nie odzywał się wcale, widocznie starał się uspokoić i odzyskać
zimną krew, aż gdy tego dokazał, wówczas spytał:
- DokÄ…d mnie prowadzicie?
- Dowiesz się wasza książęca mość na końcu drogi - rzekł Kmicic.
Bogusław zamilkł, a po chwili znowu :
- Każ mnie puścić tym chamom, kawalerze, bo mi ramiona wykręcą. Jeśli to im każesz
uczynić, będą po prostu wisieć, inaczej, na pal pójdą.
- To szlachta, nie chamy! -- odrzekł Kmicic - a co do kary, jaką im wasza książęca mość
grozisz, to nie wiadomo, kogo pierwej śmierć dosięgnie.
- Wiecie wy, na kogoście ręce podnieśli? - spytał książę zwracając się do żołnierzy.
- Wiemy -odpowiedzieli.
- Do miliona diabłów rogatych! - zawołał z wybuchem Bogusław każesz tym ludziom
pofolgować mi czy nie?
- Każę waszej książęcej mości związać w tył ręce, tak będzie wygodniej.
- Nie może być!... Do reszty mi ręce wykręcicie!
- Innego kazałbym uwolnić na parol, że nie ucieknie, ale wy umiecie słowo łamać! -
odrzekł Kmicic.
- Jać inny parol daję - odrzekł książę - że nie tylko przy pierwszej sposobności umknę z
twoich rąk; ale że cię każę końmi rozerwać, gdy w moje wpadniesz!
- Co ma Bóg dać, to da! - odrzekł Kmicic - ale wolę szczerą groźbę niż fałszywe
obietnice. Puścić mu ręce, konia jeno za cugle powodować, a wasza książęca mość patrz tu!
Oto mi jeno za cyngiel ruszyć, by ci kulę w krzyże wpędzić, a dalibóg, nie chybię, bo
nigdy nié chybiam. Siedźże spokojnie na koniu, umykać nie probuj!
- Nie dbam, panie kawalerze, o ciebie i twoją krócicę...
To rzekłszy książę wyciągnął zbolałe ręce, aby je wyprostować i z odrętwienia otrząsnąć,
żołnierze tymczasem chwycili z dwóch stron konia za cugle i wiedli dalej.