- Jakżebym to nie miał się przed drogą pokłonić! - rzekł Kmicic.
- No! przecie myślałem także, iż wiedział książę wojewoda, kogo z poufną misją wysłać.
Skorzystam i ja z ciebie, bo ci dam kilka listów do różnych znacznych osób i do samego
króla szwedzkiego. Ale cóżeś to tak zbrojny jak do bitwy?
- Bo między konfederatów jadę, a właśnie i tu w mieście słyszałem, i wasza książęca mość
to potwierdził, że niedawno temu przechodziła tędy konfederacka chorągiew. Nawet tu, w
Pilwiszkach, okrutnie Zołtareńko owych ludzi przepłoszyli, bo to zawołany żołnierz
prowadził ową chorągiew.
- Któż to taki?
- Pan Wołodyjowski, a jest z nim i pan Mirski, i pan Oskierko, i dwóch panów
Skrzetuskich: jeden ów zbarażczyk, którego żonę chciałeś wasza książęca mość w Tykocinie
oblegać. Wszystko się to przeciw księciu wojewodzie pobuntowało, a szkoda, bo tędzy
żołnierze. Cóż robić! Są jeszcze tacy głupi ludzie w tej Rzeczypospolitej, którzy nie
chcą za czerwone sukno wraz z Kozakami i Szwedami ciągnąć.
- Głupich nigdzie na świecie nie brak, a szczególnie w tym kraju! - rzekł książę. - Ot!
masz listy, a oprócz tego, jak zobaczysz jego szwedzki majestat, tedy wyznaj mu niby
poufnie, żem w duszy taki sam jego stronnik jak i mój stryjeczny, jeno do czasu muszę
symulować.
- Kto nie musi symulować! - odparł Kmicic. - Symuluje każdy, zwłaszcza jeśli chce czegoś
znacznego dokonać.
- Pewnie, że tak jest. Spraw się, panie kawalerze, dobrze, a będę ci wdzięczny i nie dam
się w nagradzaniu księciu wojewodzie wileńskiemu prześcignąć.
- Jeśli taka łaska waszej książęcej mości, to z góry o nagrodę poproszę.
- Masz tobie. Pewnie cię tam książę wojewoda niezbyt suto na drogę opatrzył. Wąż u niego
w skrzyni siedzi.
- Niechże mnie Bóg zachowa, abym miał pieniędzy żądać, nie chciałem ich od księcia
hetmana, nie wezmę i od waszej książęcej mości. Na własnym żołdzie jestem i na własnym
pozostanÄ™.
Książę Bogusław spojrzał ze zdziwieniem na młodego rycerza.
- E, to widzę, Kmicicowie naprawdę nie z tych, co ludziom w ręce patrzą.
O co tedy idzie, panie kawalerze?
- Rzecz jest taka, wasza książęca mość! Nie rozmyśliwszy się dobrze w Kiejdanach, wziąłem
ze sobą konia wielkiej krwi, żeby to się przed Szwedami pokazać. Nie przesadzę, jeśli
rzeknę, że lepszego w kiejdańskich stajniach nie masz. Teraz tedy mi go żal i strach mi,
żeby siÄ™ po drogach, karczmach albo od niewczasów níe steraÅ‚. A jako o przygodÄ™
nietrudno, może i w nieprzyjacielskie àÄ™ce wpaść, choćby tegoż pana WoÅ‚odyjowskiego,
który personaliter okrutnie na mnie zawzięty. Umyśliłem tedy prosić waszą książęcą mość,
abyś go raczył na przechowanie wziąść i zażywać, póki się sposobniejszą porą o niego nie
upomnÄ™.