- Wyjdziesz na człowieka! Pamiętaj, że ci to przepowiadam. Ale czemu to brat nigdy z tobą
szczerze nie mówił?
- Może dlatego, że skrupulat, a może, ot tak! nie zgadało się!
- Bystry masz dowcip, kawalerze, bo to szczera prawda, że on skrupulat i niechętnie
prawdziwą skórę pokazuje. Jak mi Bóg miły, prawda! Taka już jego natura. Toż on i ze mną
gadając, skoro się tylko zapomni, zaraz zaczyna mowę miłością dla ojczyzny koloryzować.
Dopiero jak mu się w oczy roześmieję, to się opatrzy. Prawda! prawda!
- Więc to tedy jeno pozory? - pytał Kmicic.
Książę przekręcił krzesło, siadł na nim jak na koniu i wsparłszy ręce na poręczy milczał
chwilę, jakby się namyślając, po czym rzekł:
- Słuchaj, panie Kmicic! Gdybyśmy, Radziwiłłowie, żyli w Hiszpanii, we Francji albo w
Szwecji, gdzie syn po ojcu następuje i gdzie prawo królewskie z Boga samego wypływa,
tedy, pominąwszy jakieś wojny domowe, jakieś rodu królewskiego wygaśnięcie, jakieś
nadzwyczajne zdarzenia, służylibyśmy pewnie królowi i ojczyźnie, kontentując się jeno
najwyższymi urzędami, które nam się z rodu i fortuny przynależą. Ale tu, w tym kraju,
gdzie król nie ma za sobą bożego prawa, jeno go szlachta kreuje, gdzie wszystko in
liberis suffragiis, słusznie czyniliśmy sobie pytanie: dlaczego to Waza, a nie Radziwiłł
ma panować?... Nic to jeszcze Waza, boć oni z królów dziedzicznych ród wiodą, ale kto nam
zaręczy, kto nas upewni, że po Wazach nie przyjdzie szlachcie fantazja do głowy posadzić
na stolcu królewskim i wielkoksiążęcym choćby pana Harasimowicza albo jakiego pana
Mieleszkę, albo jakiego pana Piegłasiewicza z Psiej Wólki. Tfu! czy ja wiem
wreszciekogo?... A my? Radziwiłłowie i książęta Rzeszy Niemieckiej mamyże po staremu
przystępować do całowania jego królewskiej -piegłasiewiczowskiej ręki?... Tfu! do
wszystkich rogatych diabłów, kawalerze, czas z tym skończyć!... Spójrz przy tym na
Niemcy, ilu tam książąt udzielnych mogłoby, z uwagi na fortunę, na podstarościch do nas
się zgodzić. A przecie mają swoją udzielność, a przecie panują, a przecie suffragia w
sejmach Rzeszy mają, a przecie korony na głowach noszą i miejsca przed nami biorą, choćby
im słuszniej wypadało ogony u naszych płaszczów nosić. Czas z tym skończyć, panie
kawalerze, czas spełnić to, o czym ojciec mój już zamyślał! Tu książę ożywił się, wstał z
krzesła i począł chodzić po komnacie.
- Nie obejdzie się to bez trudności i impedimentów - mówił dalej - bo ołyccy i nieświescy
Radziwiłłowie nie chcą nam pomagać. Wiem, że książę Michał pisał do brata, że nam raczej
o włosiennicy, nie o płaszczu królewskim myśleć. Niechże sam o niej myśli, niech pokuty
odprawia, niech na popiele siada, niech mu jezuici skórę dyscyplinami garbują; skoro
kontentuje się krajczostwem, niechże przez całe cnotliwe życie aż do cnotliwej śmierci
kapłony cnotliwie kraje! Obejdziem się bez niego i rąk nie opuścimy, bo teraz właśnie
pora. Rzeczpospolitą diabli biorą, bo już tak bezsilna, na takie psy zeszła, że się
nikomu nie może opędzić. Wszyscy lezą w jej granice jak przez rozgrodzony płot. To, co tu
się ze Szwedami stało, nie przytrafiło się dotąd nigdy na świecie. My, panie kawalerze,