Aż nas objęto w ciasny krąg łańcucha
I każą oddać co najprędzejducha.
A gdy na żale ten świat nie ma ucha!
Gdy ich co chwila nowina przeraża,
Bijąca z Polski jako dzwon smętarza,
Gdy im prędkiego zgonu życzą straże,
Wrogi ich wabiÄ… z dala jak grabarze!
Gdy w niebie nawet nadziei nie widzÄ…!
Nie dziw, że ludzi, świat, siebie ohydzą,
Źe utraciwszy rozum w mękach długich,
Plwają na siebie i żrą jedni drugich!
Chciałem pominąć, ptak małego lotu,
Pominąć strefy ulewy i grzmotu
I szukać tylko cienia i pogody,
Wieki dzieciństwa, domowe zagrody...
Jedyne szczęście, kto w szarej godzinie
Z kilku przyjaciół usiadł przy kominie,
Drzwi od Europy zamykał hałasów,
Wyrwał się z myślą ku szczęśliwym czasóm
I dumał, myślił o swojej krainie..
Ale o krwi tej, co się świeżo lała,
O łzach, którymi płynie Polska cała,
O sławie, która jeszcze nie przebrzmiała!
O nich pomyślić - nie mieliśmy duszy.
Bo naród bywa na takiej katuszy,
Źe kiedy zwróci wzrok ku jego męce,
Nawet Odwaga załamuje ręce.
Te pokolenia żałobami czarne,
Powietrze tylu klątwami ciężarne,
Tam myśl nie śmiała zwrócić lotów,
W sferę okropną nawet ptakom grzmotów
O Matko Polsko! Ty tak świeżo w grobie
Złożona - nie ma sił mówić o tobie!
Ach! czyjeż usta śmią pochlebiać sobie,
Źe dzisiaj znajdą to serdeczne słowo,
Które rozczula rozpacz marmorową,
Które z serc wieko podejmie kamienne,
Rozwiąże oczy tylą łez brzemienne
I sprawia, że łza przystygła wypłynie,