poprzednio sądziła. Przecie on to tamtych zacnych ludzi od śmierci uwolnił, przecie tyle
w nim było jakiejś wspaniałej dumy, że wpadłszy w ich ręce, mając przy sobie list, który
mógł go uniewinnić, a przynajmniej od śmierci uchronić, nie pokazał jednak tego listu,
nie rzekł ani słowa i poszedł na śmierć z podniesioną głową.
Oleńka, chowana przez starego żołnierza stawiającego pogardę śmierci na czele wszystkich
innych cnót, wielbiła męstwo z całego serca, więc nie mogła się oprzeć mimowolnemu
podziwowi dla tej rogatej, rycerskiej fantazji, którą można było chyba razem z duszą z
ciała wypędzić.
Zrozumiała i to, że jeśli Kmicic Radziwiłłowi służył, to z zupełną dobrą wiarą - jakąż
więc krzywdą było dlań posądzenie o rozmyślną zdradę! A jednak ona pierwsza wyrządziła mu
tę krzywdę, nie oszczędziła mu ani obelgi, ani wzgardy - nie chciała mu przebaczyć nawet
wobec śmierci!
?Nagródź krzywdę - mówiło jej serce - wszystko się między wami skończyło, aleś mu to
powinna wyznać, żeś go niesprawiedliwie sądziła. Dłużnaś w tym jeszcze i sobie..."
Lecz było w tej pannie także dumy niemało, a może nawet i nieco zawziętości; więc wnet
jej przyszło na myśl, że ów kawaler pewnie już o takie zadośćuczynienie nie stoi, i aż
rumieńce na twarz jej wytrysły.
?Skoro nie stoi, niechże się obejdzie" - rzekła sobie w duszy.
Wszakże sumienie mówiło dalej, że czy pokrzywdzony o krzywdę stoi, czy nie stoi,
wynagrodzić ją trzeba; lecz z drugiej strony i duma przytaczała coraz nowe argumenta:
?Jeśliby słuchać - co być może - nie chciał, przyszłoby się tylko próżno wstydu najeść. A
po wtóre: winien czy nie winien, rozmyślnie czyni czy też przez zaślepienie, dość, że ze
zdrajcami trzyma, z nieprzyjaciółmi ojczyzny, i pomaga im ją gubić. Na jedno ojczyźnie
wyjdzie, czy mu rozumu brak, czy uczciwości. Bóg go może uniewinnić, ludzie muszą i
powinni potępić, i miano zdrajcy przy nim zostanie. Tak jest! Jeśli i nie winien, azali
nie słuszna takim pogardzać, który tyle nawet rozmysłu nie ma, żeby zło od dobrego,
występek od cnoty odróżnić?..."
Tu gniew porwał pannę i policzki jej poczęły pałać.
?Zamilczę! -rzekła sobie. - Niech cierpi, na co zasłużył. Póki skruchy nie widzę, póty
mam prawo potępiać..."
Po czym zwróciła wzrok ku Kmicicowi, jakby chcąc się przekonać, czy skruchy już w jego
twarzy nie widać. Wtedy to właśnie nastąpiło spotkanie się ich oczu, po którym tak
zawstydzili siÄ™ oboje.
Skruchy Oleńka może w twarzy kawalera nie dojrzała, ale dojrzała ból i zmęczenie wielkie;
dojrzała, że ta twarz była tak wybladła jak po chorobie; więc litość ją wzięła głęboka,
łzy jej napływały przemocą do oczu i schyliła się jeszcze mocniej nad stołem, ażeby
wzruszenia nie zdradzić.
A tymczasem uczta ożywiała się z wolna.
Z początku widocznie wszyscy byli pod ciężkim wrażeniem, lecz w miarę kielichów