który byłem pod Łojowem, pod Rzeczycą, Mozyrem, Turowem, Kijowem i Beresteczkiem?... Cała
Rzeczpospolita patrzyła jeno we mnie i w Wiśniowieckiego jako w dwa słońca!... Wszystko
drżało przed Chmielnickim, a on drżał przede mną. I te same wojska, które w czasach
powszechnej klęski od wiktorii do wiktorii wiodłem, dziś mnie opuściły i rękę na mnie,
jako parrycydowie podnoszą...
- Przecie nie wszyscy, bo są tacy, którzy w waszą książęcą mość jeszcze wierzą! - rzekł
dość porywczo Kmicic.
- Jeszcze wierzą... póki nie przestaną! - odpowiedział z goryczą Radziwiłł. -Wielka
ichmościów łaska!... Dałby Bóg, żebym się nią nie otruł... Sztych za sztychem każdy z was
wbija we mnie, choć niejednemu to na myśl nie przychodzi...
- Wasza książęca mość na intencje zważaj, nie na słowa.
- Dziękuję za radę... Odtąd pilnie będę zważał, jaką mi każden gemajna twarz pokazuje...
i pilnie zabiegał, aby się wszystkim spodobać...
- Gorzkie to słowa, wasza książęca mość.
- A życie słodkie?... Bóg mnie do wielkich rzeczy stworzył, a ja muszę, ot! wykruszać
siły w powiatowej wojnie, jaką zaścianek z zaściankiem mógłby prowadzić. Chciałem z
monarchami potężnymi się mierzyć, a upadłem tak nisko, że muszę jakiegoś pana
Wołodyjowskiego po moich własnych majętnościach łowić. Zamiast świat dziwić moją siłą,
dziwię go moją słabością; zamiast za popioły Wilna popiołami Moskwy zapłacić, muszę ci
dziękować, żeś Kiejdany szańczykami obsypał... Ciasno mi... i duszę się... nie tylko
dlatego, że astma mnie dusi... Niemoc mnie zabija... Bezczynność mnie zabija... Ciasno mi
i ciężko!... Rozumiesz?...
- Myślałem i ja, że pójdzie inaczej!... - rzekł ponuro Kmicic.
Radziwiłł począł oddychać z wysileniem.
- Przedtem, nim inna mnie korona dojdzie, cierniową mi włożono. Kazałem ministrowi
Adersowi w gwiazdy patrzyć... Zaraz erygował figurę i mówi, że złe są koniunktury, ale że
to przejdzie. Tymczasem męki cierpię... W nocy coś mi spać nie daje, coś chodzi po
komnacie... Jakoweś twarze zaglądają mi do łoża, a czasem chłód się nagły czyni... To
znaczy, że śmierć koło mnie przechodzi... Męki cierpię... Muszę być jeszcze na zdrady i
odstępstwa gotowy, bo wiem, że są tacy, którzy się chwieją...
- Nie ma już takich! - odpowiedział Kmicic. - Kto miał odstąpić, to już sobie precz
poszedł!
- Nie zwódź, sam to widzisz, że reszta polskich ludzi poczyna się oglądać za siebie.
Kmicic wspomniał na to, co od Charłampa słyszał, i umilkł.
- Nic to! - rzekł Radziwiłł - ciężko, straszno, ale trzeba przetrwać... Nie mów nikomu o
tym, coś tu ode mnie słyszał... Dobrze, że ten atak choroby dziś na mnie przyszedł, bo
już się nie powtórzy, a na dziś właśnie sił mi potrzeba, bo chcę ucztę wyprawić i wesołą
twarz pokazywać, by ducha w ludziach pokrzepić... I ty się rozpogódź, a nie mów nic
nikomu, bo co ja ci mówię, to jeno dlatego, abyś choć ty mnie nie dręczył... Gniew mnie