lektory on-line

Krzyżacy - Strona 232

zaspa śnieżna i to właśnie go ocaliło - albowiem zwierz, przycisnąwszy go międzyrożem,
nie podołał zgnieść mu do szczętu piersi ni krzyża.
Nieszczęściem lekarz książęcy, ksiądz Wyszoniek z Dziewanny, nie był na łowach, choć
zwykle na nich bywał, albowiem zajęty był tym razem wypiekaniem opłatków we dworze.
Skoczył po niego, dowiedziawszy się o tym, Czech, tymczasem jednak ponieśli Kurpie
Zbyszka na opończy do książęcego dworu. Danusia chciała iść przy nim piechotą, lecz
księżna sprzeciwiła się temu, albowiem droga była daleka i w parowach leśnych leżały już
głębokie śniegi, chodziło zaś o pośpiech. Starosta krzyżacki, Hugo de Danveld, pomógł
więc dziewczynie siąść na koń, a następnie, jadąc przy niej, tuż za ludźmi, którzy nieśli
Zbyszka, rzekł po polsku przyciszonym głosem, tak aby przez nią tylko mógł być słyszany:
- Mam w Szczytnie cudowny balsam gojący, który od pewnego pustelnika w Hercyńskim Lesie
dostałem i który mógłbym we trzech dniach sprowadzić.
- Bóg wam wynagrodzi, panie! - odpowiedziała Danusia.
- Bóg zapisuje każdy miłosierny uczynek, ale czy mam i od was spodziewać się zapłaty?
- Jakoż mogę wam zapłacić?
Krzyżak przysunął się bliżej z koniem, widocznie chciał coś mówić, ale się zawahał i
dopiero po chwili rzekł:
- W Zakonie, prócz braci, są i siostry... Jedna z nich przywiezie balsam gojący, a wtedy
powiem o zapłacie.
Rozdział XXII
Ksiądz Wyszoniek opatrzył rany Zbyszka, uznał, iż tylko jedno żebro jest złamane, ale
pierwszego dnia nie ręczył za wyzdrowienie, nie wiedział bowiem, "czy się w chorym nie
przekręciło serce i czy się w nim wątroba nie oberwała". Pana de Lorche opanowała też pod
wieczór niemoc tak wielka, iż musiał się położyć, na drugi dzień zaś nie mógł ni ręką, ni
nogą bez wielkiego bólu we wszystkich kościach poruszyć. Księżna i Danusia oraz inne
dwórki pilnowały chorych i warzyły dla nich wedle przepisu księdza Wyszońka rozliczne
smarowania i driakwie. Zbyszko jednakże ciężko był pobity i od czasu do czasu oddawał
krew ustami, co wielce niepokoiło księdza Wyszońka. Był jednakże przytomny i na drugi
dzień, lubo jeszcze osłabiony bardzo, dowiedziawszy się od Danusi, komu życie zawdzięcza,
przywołał swego Czecha, aby mu podziękować i wynagrodzić. Musiał jednak przy tym
pomyśleć, że miał go od Jagienki i że gdyby nie jej życzliwe serce, byłby zginął. Myśl ta
była mu nawet ciężka, czuł bowiem, że nie wypłaci się nigdy poczciwej dziewczynie dobrem
za dobre i że będzie dla niej tylko zmartwień i okrutnego smutku przyczyną. Powiedział
sobie wprawdzie zaraz: "Toć się na dwoje nie rozetnę" - ale na dnie duszy został mu jakby
wyrzut sumienia, Czech zaś zaognił jeszcze ów wewnętrzny niepokój.
- Przysiągłem mojej panience - rzekł - na włodyczą cześć, że was będę strzegł - to i
będę, bez nijakiej nagrody. Jej to, nie mnie, powinniście, panie, za ratunek.
Zbyszko nie odpowiedział, jeno począł oddychać ciężko -a Czech pomilczał przez chwilę, po
czym ozwał się znowu:
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional