- Albo to nie wiesz, panie, że Lykon jest podobny do księcia?... Podobni są jak dwa
liście jednej palmy...
- Jak był ubrany Lykon tej nocy?... - pytał dalej naczelnik policji.
- Miał... miał kaftan w żółte i czarne pasy... takiż czepek i fartuszek czerwony z
niebieskim... Już nie męczcie mnie... wróćcie mi zdrowie... Zlitujcie się... będę wierna
waszym bogom... Czy już wychodzicie?... O, niemiłosierni !...
- Biedna kobieto - odezwał się arcykapłan Sem -przyszlę ci tu potężnego cudotwórcę i
może...
- O, niech was błogosławi Astoreth... Nie, niech was błogosławią wasi bogowie wszechmocni
i litościwi... - szeptała okrutnie znękana Fenicjanka.
Dostojnicy wyszli z więzienia i wrócili do biura. Nomarcha, widząc, że arcykapłan Mefres
ma wciąż spuszczone oczy i zacięte usta, zapytał go:
- Czy nie cieszysz się, mężu święty, z tych cudownych odkryć, jakie porobił nasz sławny
naczelnik policji?...
- Nie mam powodu do radości - odparł szorstko Mefres. - Sprawa, zamiast uprościć, wikła
się... Bo przecież Sara wciąż twierdzi, że ona zabiła dziecko, a zaś Fenicjanka tak
odpowiada, jakby jÄ… wyuczono...
- Nie wierzysz zatem, wasza dostojność?... - wtrącił naczelnik policji.
- Bo nigdy nie widziałem dwu ludzi tak podobnych do siebie, ażeby jeden mógł być wzięty
za drugiego. Tym bardziej zaś nie słyszałem, ażeby w Pi-Bast istniał człowiek mogący
udawać naszego następcę tronu (oby żył wiecznie!...).
- Człowiek ten - rzekł naczelnik policji - był w Pi-Bast przy świątyni Astoreth. Znał go
tyryjski książę Hiram i na własne oczy widział go nasz namiestnik. Owszem, niezbyt dawno
wydał mi rozkaz schwytania go i nawet obiecał wysoką nagrodę.
- Ho!... ho!.. - zawołał Mefres. - Widzę, dostojny naczelniku policji, że około ciebie
zaczynają skupiać się najwyższe tajemnice państwa. Pozwól jednak, że dopóty nie uwierzę w
owego Lykona, dopóki go sam nie zobaczę...
I rozgniewany opuścił biuro, a za nim święty Sem wzruszając ramionami.
Kiedy w kurytarzu ucichły ich kroki, nomarcha spojrzawszy bystro na naczelnika policji
rzekł:
- Co?..
- Zaprawdę - odparł naczelnik - święci prorocy zaczynają się dziś mięszać nawet do tych
rzeczy, które nigdy nie podchodziły pod ich władzę...
- I my to musimy cierpieć!... - szepnął nomarcha.
- Do czasu - westchnął naczelnik policji. - Gdyż, o ile znam ludzkie serca, wszyscy
wojskowi i urzędnicy jego świątobliwości, cała wreszcie arystokracja oburza się samowolą
kapłanów. Wszystko musi mieć kres...
- Rzekłeś wielkie słowa - odpowiedział nomarcha ściskając go za rękę - a jakiś głos
wewnętrzny mówi mi, że jeszcze ujrzę cię najwyższym naczelnikiem policji przy boku jego