lektory on-line

Krzyżacy - Strona 230

utkwiony w śniegu oszczep i skoczył na skraj lasu, za nim skoczyło kilku Litwinów
gotowych zginąć w obronie córki Kiejstuta - a wtem zgrzytnęła w rękach pani kusza,
zaświszczal grot i przeleciawszy ponad schylonym łbem zwierzęcia utkwił w jego karku.
- Dostał! - zawołała księżna - nie pójdzie...
Ale dalsze jej słowa zgłuszył ryk tak straszliwy, że aż konie przysiadły na zadach. Tur
rzucił się jak burza wprost na panią, lecz nagle z nie mniejszym pędem wypadł spomiędzy
drzew mężny pan de Lorche i pochylony na koniu, z kopią wyciągniętą jak na rycerskim
turnieju, runÄ…Å‚ wprost na zwierza.
Obecni ujrzeli przez jedno mgnienie oka kopię utkwioną w karku byka, która wnet wygięła
się jak pałąk i prysła w drobne złamki, za czym olbrzymi rogaty łeb zniknął całkiem pod
brzuchem konia pana de Lorche i zanim kto z obecnych zdołał wykrzyknąć, i rumak, i
jeździec wylecieli jak z procy w powietrze.
Koń, spadłszy na bok, począł bić w przedśmiertnych drgawkach nogami, oplątując je we
własne wyprute trzewia, pan de Lorche leżał w pobliżu bez ruchu, podobny na śniegu do
żelaznego klina, tur zaś zdawał się przez chwilę wahać, czy nie pominąć ich i nie uderzyć
na inne konie, lecz mając tuż przed sobą te pierwsze ofiary, zwrócił się znów ku nim i
jął pastwić się nad nieszczęsnym rumakiem, gniotąc go łbem i orząc z wściekłością rogami
jego otwarty brzuch.
Z boru jednakże sypnęli się ludzie na ratunek obcego rycerza, Zbyszko, któremu chodziło o
ochronę księżny i Danusi, dobiegł pierwszy i wbił ostrze oszczepu pod łopatkę zwierzęcia.
Lecz uderzył z takim rozmachem, że oszczep przy nagłym zwrocie tura pękł mu w ręku, on
sam zaś upadł twarzą w śnieg. "Zginął! zginął!" - ozwały się głosy biegnących z pomocą
Mazurów. Tymczasem łeb byka pokrył Zbyszka i przycisnął go do ziemi. Od strony księcia
już, już nadbiegali dwaj potężni "brońcy" - byliby jednak przybyli za późno, gdyby na
szczęście nie uprzedził ich darowany przez Jagienkę Zbyszkowi Czech Hlawa. Ten dopadł
przed nimi i podniósłszy oburącz szeroki topór, ciął w pochylony kark tura tuż za rogami.
Cięcie było tak straszne, że zwierz runął jak gromem rażony z przerąbanymi kręgami i łbem
niemal do połowy odwalonym;
lecz padając, przygniótł Zbyszka. Obaj "brońcy" odciągnęli w mgnieniu oka potworne
cielsko, a tymczasem księżna i Danusia, zeskoczywszy z koni, nadbiegły, nieme z
przerażenia, do rannego młodzianka.
On zaś blady, cały zalany krwią tura i własną, podniósł się nieco, spróbował wstać, ale
zachwiał się, upadł na kolana i wsparłszy się na ręku, zdołał przemówić jedno tylko słowo:
- Danuśka...
Po czym wyrzucił krew ustami i ciemności objęły mu głowę. Danusia chwyciła go przez plecy
za ramiona, ale nie mogąc go utrzymać, poczęła krzyczeć o ratunek. Jakoż otoczono go ze
wszystkich stron, tarto śniegiem, wlewano wino do ust, wreszcie łowczy Mrokota z
Mocarzewa rozkazał położyć go na opończy i tamować krew za pomocą miękkich hubek borowych
- Źyw będzie, jeśli jeno ziobra, nie pacierze, ma połamione - rzekł, zwracając się do
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional