nie mieszkając na nieprzyjaciela pod Wilno ruszyć i popiły tamtejsze jeszcze nie ostygłe
pomścić. Toż waszmości musi być wiadomo, że dziś Wilna w Wilnie trzeba szukać, bo się
siedemnaście dni paliło. Powiadają, że wśród gruzów jeno jamy piwnic czernieją, z których
ciÄ…gle siÄ™ jeszcze dymi...
- Nieszczęście! - rzekł pan miecznik.
- Pewnie, że nieszczęście, któremu jeśli nie było można zapobiec, to należało je pomścić
i podobne ruiny z nieprzyjacielskiej stolicy uczynić. Jakoż nie byłoby już od tego
daleko, gdyby nie warchołowie, którzy najzacniejsze cnotliwego pana intencje
podejrzywając, zdrajcą go ogłosili i opór zbrojny mu stawią, zamiast iść z nim razem na
nieprzyjaciela. Nie dziwić się przeto, że zdrowie księcia szwankuje, gdy on, którego Bóg
do wielkich rzeczy przeznaczył, widzi, iż złość ludzka coraz nowe impedimenta mu gotuje,
przez które całe przedsięwzięcie szczeznąć może. Najlepsi przyjaciele księcia zawiedli,
ci, na których najwięcej liczył, opuścili go lub do wrogów jego przeszli.
- Tak się stało! -rzekł poważnie pan miecznik.
- Wielka też to jest boleść-odparł Kmicic- i sam słyszałem księcia, gdy mówił: ?Wiem, że
i zacni źle mnie sądzą, ale czemu to do Kiejdan nie przyjadą, czemu do oczu nie
wypowiedzą mi, co przeciw mnie mają, i moich racji nie chcą wysłuchać?"
- Kogoż to książę ma na myśli? - pytał pan miecznik.
- W pierwszym rzędzie waszmość pana dobrodzieja, dla którego książę rzetelny ma szacunek,
a podejrzywa, że do jego nieprzyjaciół się liczysz..
Pan miecznik począł szybko gładzić czuprynę, wreszcie widząc, że rozmowa bierze
niepożądany kierunek, zaklaskał w dłonie.
Pachołek ukazał się we drzwiach.
- A to nie widzisz, że się mroczy?... Światła! - zakrzyknął pan miecznik.
- Bóg widzi -mówił Kmicic - że miałem i sam intencję powinne służby waszmości złożyć, ale
przybyłem zarazem i z rozkazu księcia, który sam by się do Billewicz wybrał, gdyby pora
była sposobniejsza...
- Za niskie progi! -rzekł miecznik.
- Tego waszmość pan nie mów, gdyż zwyczajna to rzecz, że się sąsiedzi odwiedzają, jeno
książę chwili wolnej nie ma, więc tak mi rzekł: ?Wytłumacz mnie przed Billewiczem, że sam
do niego nie mogę, ale niech on do mnie przyjeżdża z krewną, i to koniecznie zaraz, bo
jutro lub pojutrze nie wiem, gdzie będę!" Ot, masz waszmość, z zaprosinami przyjeżdżam i
cieszę się, żeście oboje państwo w dobrym zdrowiu, bo gdym tu zajechał, pannę Aleksandrę
we drzwiach widziałem, jeno że znikła zaraz jako tuman na łące.
- Tak jest - rzekł miecznik - sam ją wysłałem, by wyjrzała, kto przyjechał.
- Czekam na odpowiedź, panie mieczniku dobrodzieju! - rzekł Kmicic.
W tej chwili pachołek wniósł światło i postawił je na stole; przy blasku świec widać było
twarz pana miecznika zmieszanÄ… bardzo.
- Zaszczyt to dla mnie niemały - rzekł - ale... zaraz nie mogę... Widzisz waszmość, że