towarzyszów. Hetman ufał mu ślepo i w ostatnich właśnie czasach posłał go przeciw
chorągwi Niewiarowskiego, która nie idąc za przykładem swego pułkownika wypowiedziała
posłuszeństwo. Tej ostatniej relacji wysłuchał z wielką uwagą pan Wołodyjowski, po czym
zwrócił się do wezwanych na radę towarzyszów i rzekł:
- Co byście waszmościowie powiedzieli na to, gdybyśmy zamiast pod Bychów, do wojewody
witebskiego spieszyć, poszli na Podlasie do owych chorągwi, które konfederację uczyniły?
- Z gęby mi to wyjąłeś! - rzekł Zagłoba. - Będzie człek bliżej swoich stron, a już tam
zawsze między swoimi raźniej.
- Powiadali też zbiegowie - rzekł Jan Skrzetuski -że słyszeli, jakoby król jegomość
chorÄ…gwiom niektórym kazaÅ‚ z Ukrainy wracać, aby nad WîsÅ‚Ä… opór Szwedom dać. JeÅ›li to siÄ™
sprawdzi, tedy moglibyśmy między starymi towarzyszami się znaleźć, zamiast tu się z kąta
w kąt tłuc...
- A kto ma nad tymi chorągwiami regimentować? Nie wiecie, waszmościowie?
- Powiadają, że pan oboźny koronny - odrzekł pan Wołodyjowski - ale to więcej ludzie
zgadują, aniżeli wiedzą, gdyż pewne wieści nie mogły jeszcze nadejść.
- Jakkolwiek jest -rzekł Zagłoba - radzę na Podlasie się przemknąć. Możemy tam owe
zbuntowane chorągwie radziwiłłowskie porwać za sobą i królowi jegomości przyprowadzić, a
wtedy pewnie nie pozostanie to bez nagrody.
- Niechże tak będzie! - rzekli Oskierko i Stankiewicz.
- Rzecz nie jest łatwa - mówił mały rycerz - przebrać się na Podlasie, bo trzeba się
będzie hetmanowi między palcami przemykać, ale sprobujemy. Gdyby tak fortuna przy tym
zdarzyła Kmicica gdzie po drodze ucapić, powiedziałbym mu do ucha parę słów, od których
skóra by na nim pozieleniała...
- Wart on tego! -rzekł Mirski. - Bo że tam niektórzy starzy żołnierze, którzy wiek życia
pod Radziwiłłami przesłużyli, z hetmanem trzymają, to im się mniej dziwić, ale ów warchoł
służy tylko dla własnej korzyści i z rozkoszy, jaką w zdradzie znajduje.
- Tak tedy na Podlasie? - pytał Oskierko.
- Na Podlasie! Na Podlasie! - zakrzyknęli wszyscy społem.
Ale rzecz nie była mniej trudna, jak to mówił pan Wołodyjowski, bo chcąc się na Podlasie
dostać, trzeba było przechodzić w pobliżu Kiejdan, jakoby wedle jamy, w której lew krążył.
Drogi i pasy leśne, miasteczka i wsie były w ręku Radziwiłła; nieco za Kiejdanami stał
Kmicic z jazdą, piechotą i armatami. Wiedział już też hetman o ucieczce pułkowników, o
zbuntowaniu chorągwi Wołodyjowskiego, o bitwie klewańskiej, i ta ostatnia szczególnie
przywiodła go do takiego gniewu, że się o życie jego obawiano, albowiem straszliwy atak
astmy oddech mu na czas jakiś zatamował.
Jakoż słuszne miał powody gniewu, a nawet rozpaczy, gdyż bitwa owa sprowadziła na jego
głowę całą burzę szwedzką. Naprzód, zaraz po niej, poczęto tu i owdzie wycinać małe
oddziały szwedzkie. Czynili to chłopi i pojedyncza szlachta na własną rękę, ale Szwedzi
kładli to na karb Radziwiłła, zwłaszcza że oficer i żołnierze, po bitwie do Birż