Ten nie może bezpieczny zostać się na Litwie;
Musicie więc do Księstwa uciekać, Panowie,
A mianowicie Maciej, co siÄ™ Chrzciciel zowie,
Tadeusz, Konew, Brzytew, niech unoszą głowy
Za Niemen, gdzie ich czeka zastęp narodowy;
My na was nieobecnych całą winę zwalim
I na Płuta, tak resztę rodzeństwa ocalim.
Źegnam was nie na długo; są pewne nadzieje,
Źe nam z wiosną swobody zorza zajaśnieje
I Litwa, co was teraz żegna jak tułaczy,
Wkrótce jako zwycięskich swych zbawców zobaczy.
Sędzia wszystko, co trzeba, zgotuje na drogę
I ja pieniędzmi, ile zdołam, dopomogę".
Czuła szlachta, że mądrze Podkomorzy radził;
Wiadomo, że kto z ruskim carem raz się zwadził,
Ten już z nim na tej ziemi nie zgodzi się szczerze
I musi albo bić się, albo gnić w Sybirze.
Więc nic nie mówiąc, smutnie po sobie spojrzeli,
Westchnęli; na znak zgody głowami skinęli.
Polak, chociaż stąd między narodami słynny,
Źe bardziej niźli życie kocha kraj rodzinny,
Gotów zawżdy rzucić go, puścić się w kraj świata,
W nędzy i poniewierce przeżyć długie lata,
Walcząc z ludźmi i z losem, póki mu śród burzy
Przyświeca ta nadzieja, że Ojczyźnie służy.
Oświadczyli, że zaraz wyjeżdżać gotowi.
Tylko to się nie zdało panu Buchmanowi:
Buchman, człowiek rozsądny, w bitwę się nie wmieszał,
Ale słysząc, że radzą, głosować pośpieszał.
Znajdował projekt dobrym, lecz chciał przeinaczyć,
Dokładniej go rozwinąć, jaśniej wytłumaczyć,
A naprzód komisyją legalnie wyznaczyć,
Która by rozważyła emigracji cele,
Środki, sposoby tudzież innych względów wiele;
Nieszczęściem, krótkość czasu była na zawadzie,
Źe się nie stało zadość Buchmanowej radzie.
Szlachta żegna się śpiesznie i już w drogę rusza.
Ale Sędzia zatrzymał w izbie Tadeusza
I rzekł do Księdza: "Czas już, żebym ci powiedział