- Podła gadzino!... - odparł Grek dźwięcznym głosem. - Jeszcze miesiąc nie upłynął od
wieczora, kiedy przysięgłaś, że mnie kochasz, że uciekniesz ze mną do Grecji, a już
drugiemu kochankowi rzucasz się na szyję... Czy pomarli bogowie, czy uciekła od nich
sprawiedliwość?...
- Szalony zazdrośniku - przerwała kapłanka - ty mnie zabijesz...
- Z pewnością, że ja cię zabiję, nie twoja skamieniała bogini... Tymi rękoma - wołał
wyciągając ręce jak szpony - uduszę cię, gdybyś została kochanką...
- CzyjÄ…?...
- Alboż ja wiem!... Zapewne obu: tego starego Asyryjczyka i tego książątka, któremu
kamieniem łeb rozwalę, jeżeli będzie się tu włóczył... Książę!... ma wszystkie niewiasty
z całego Egiptu i... jeszcze mu się zachciewa cudzych kapłanek... Kapłanki są dla
kapłanów, nie dla obcych...
Kama odzyskała już zimną krew.
- A ty nie jesteś dla nas obcy? - rzekła wyniośle.
- Źmijo!... -wybuchnął Grek powtórnie. -Ja nie mogę być obcym dla was, gdy dar mego
głosu, którym ozdobili mnie bogowie, obracam na służbę waszym bogom... A ileż to razy za
pomocą mej postaci oszukiwaliście głupich Azjatów, że następca egipskiego tronu
potajemnie wyznaje waszÄ… wiarÄ™?...
- Cicho!... cicho!... - zasyczała kapłanka zamykając mu ręką usta.
Coś w jej dotknięciu musiało być czarującego, gdyż Grek uspokoił się i począł mówić
ciszej:
- Słuchaj, Kama. W tych czasach przypłynie do Zatoki Sebenickiej grecki statek prowadzony
przez mego brata. Postarajże się, aby cię arcykapłan wysłał do Pi-Uto, skąd uciekniemy
nareszcie do północnej Grecji, w takie miejsce, które jeszcze nie widziało Fenicjan...
- Zobaczy ich, jeśli ja się tam skryję - przerwała kapłanka.
- Gdyby tobie włos spadł - szeptał rozwścieczony Grek - przysięgam, że Dagon... że
wszyscy tutejsi Fenicjanie oddadzą głowy lub zdechną w kopalniach! Poznają oni, co może
Grek...
- A ja ci mówię - odparła tym samym głosem kapłanka - że dopóki nie zbiorę dwudziestu
talentów, nie ruszę się stąd... A mam dopiero ośm...
- Skądże weźmiesz resztę?
- DadzÄ… mi Sargon i namiestnik.
- Na Sargona zgoda, ale księcia nie chcę!...
- Głupi Lykonie, czyli nie widzisz, dlaczego trochę podoba mi się ten młodzik?... Ciebie
przypomina!...
Grek zupełnie uspokoił się.
- No, no!... - mruczał. - Rozumiem, że gdy kobieta ma do wyboru między następcą tronu i
takim jak ja śpiewakiem, nie mam potrzeby lękać się... Ale jestem zazdrosny i gwałtowny,
więc proszę cię, ażebyś go jak najmniej spoufalała do siebie.