u nas w Wielkopolsce lutrów i kalwinów co niemiara, ale nie słyszałem o tym, żeby mieli
jadło czarować.
- U was w Wielkopolsce lutrów co niemiara, toteż się ze Szwedami zaraz powąchali -
odrzekł Zagłoba - i teraz w komitywie z nimi chodzą. Ja bym na miejscu księcia i tych tam
oto posłów psami wyszczuł, nie specjałami kiszki im nadziewał. Patrzcie no na tego
Loewenhaupta. Tak żre, jakby za miesiąc mieli go na jarmark na postronku za nogę
uwiązanego pognać. Jeszcze dla żony i dla dzieci w kieszenie bakaliów natka...
Zapomniałem, jak się ten drugi zamorek nazywa. Bodajże cię...
- Spytaj, ociec, Michała - rzekł Jan Skrzetuski.
Pan Michał siedział niedaleko, ale nic nie słyszał, nic nie widział, bo siedział między
dwoma pannami; po lewej ręce miał pannę Elżbietę Sielawską, godną pannę, lat koło
czterdziestu, a po prawej Oleńkę Billewiczównę, za którą siedział Kmicic. Panna Elżbieta
trzęsła głową, przybraną w pióra, nad małym rycerzem i opowiadała mu coś bardzo żywo, on
zaś spoglądał na nią od czasu do czasu osowiałym wzrokiem, odpowiadał co chwila: ?Tak,
mościa panno, jako żywo!", i nie rozumiał ani słowa, bo cała jego uwaga była właśnie po
drugiej stronie.. Uchem łowił szmer słów Oleńki, chrzęst jej lamowej sukni i wąsikami tak
z żalu ruszał, jakby chciał nimi pannę Elżbietę odstraszyć.
?Ej, cudnaż to dziewczyna!... Ej, gładyszka to! - mówił sobie w duszy.
- Wejrzyjże, Boże, na moją nędzę, bo już nie masz większego sieroty nade mnie. Dusza aż
piszczy we mnie, żeby to mieć swoją niewiastę kochaną, a co na którą spojrzę, to już tam
inny żołnierz kwaterą stoi. Gdzież ja się, nieszczęsny tułacz, podzieję?..."
- A po wojnie co waćpan myślisz czynić? - spytała nagle panna Elżbieta Sielawska
złożywszy buzię ?w ciup" i wachlując się mocno.
- Do zakonu pójść! - odparł opryskliwie mały rycerz.
- A kto tam o zakonie przy uczcie wspomina? - zawołał wesoło Kmicic przechylając się
przez Oleńkę. - Hej! to pan Wołodyjowski!
- Waści to nie w głowie? A wierzę! - rzekł pan Michał.
Wtem słodki głos Oleńki zabrzmiał mu w uszach :
- Bo i waćpanu nie trzeba o tym myśleć. Bóg ci da żonę po sercu, kochaną i zacną, jako
sam jesteÅ› zacny.
Poczciwy pan Michał zaraz rozczulił się:
- Źeby mi kto na fletni grał, nie byłoby mi milej słuchać!
Gwar coraz wzmagający się przy stole przerwał dalszą rozmowę, bo też już i do kielichów
przyszło. Humory ożywiały się coraz bardziej. Pułkownicy dysputowali o przyszłej wojnie,
marszczÄ…c brwi i ciskajÄ…c ogniste spojrzenia.
Pan Zagłoba opowiadał na cały stół o oblężeniu Zbaraża, a słuchaczom aż krew biła na
twarze, a w sercach rósł zapał i odwaga. Zdawać się mogło, że duch nieśmiertelnego
?Jaremy" nadleciał do tej sali i tchnieniem bohaterskim napełnił dusze żołnierzy.
- To był wódz! -rzekł znamienity pułkownik Mirski, który całą husarią radziwiłłowską