lektory on-line

Syzyfowe prace - Stefan Żeromski - Strona 17

— Zdrawia żełajem Waszemu Wysokorodiju!
Dyrektor mlasnął ustami i wzniósł brwi tak zagadkowo, że Wiechowskiemu mróz przedefilował po
grzbiecie.
— Panie nauczycielu, bądź pan łaskaw wywołać któregoś ze swych uczniów — rzekł wizytator po
chwili — chciałbym usłyszeć, jak też czytają.
— Może jaśnie wielmożny pan sam raczy rozkazać któremu z nich — rzekł uprzejmie Wiechowski
podając dziennik a jednocześnie całą duszą błagając Boga, ażeby jaśnie wielmożnemu panu nie
strzelił czasami do głowy pomysł zgodzenia się na tę propozycję. Jaczmieniew z grzecznym
uśmiechem odsunął dziennik mówiąc:
— Nie, nie… proszę bardzo.
Wiechowski udał przez chwilę niby wahanie się, kogo by wyrwać, aż wreszcie wskazał palcem
Michcika, którego umyślnie posadził w czwartej ławie.
Dyrektor wstąpił tymczasem na katedrę, usiadł i podparłszy pięścią brodę patrzał uważnie spod
przymkniętych powiek na ten tłum dzieci.
Michcik wstał, z dystynkcją ujął Paulsona trzema *palicami* i dał koncert czytania. Przestrach jak
płyta marmurowa usunął się na chwilę z piersi Wiechowskiego. Michcik czytał świetnie, płynnie,
głośno. Dyrektor przysposobił sobie dłonią ucho do łatwiejszego chwytania dźwięków, z
zadowoleniem reparował akcenty i kiwał głową potakująco.
— Czy możesz mi opowiedzieć *swoimi słowami* to, co przeczytałeś? — zapytał po chwili.
Chłopiec złożył książkę, odsunął ją na znak, że będzie czerpał opowiadanie tylko z pamięci, i zaczął
wyłuszczać po rosyjsku treść bajki odczytanej.
Jaczmieniew ciągle się uśmiechał. W najciekawszym punkcie opowieści podniósł w górę rękę z
gestem charakterystycznym, jakiego używa nauczyciel, pewny, że mu jego miły uczeń trafnie
odpowie — rzucił szybko zapytanie:
— Siedem razy dziewięć?
— Szest'diesiat tri! — z tryumfem zawołał Michcik.
— Wyśmienicie, wyśmienicie — rzekł głośno dyrektor, a schylając się do Wiechowskiego, szepnął
półgłosem: — Szanowny panie nauczycielu, temu chłopcu w końcu roku… pojmuje pan?…
najpierwszą…
Pedagog schylił głowę i rozdął nieco nozdrza na znak nie tylko zgody, ale porozumienia się co do
joty i przypominał w owej chwili kelnera z wykwintnej restauracji, który zgaduje życzenia gościa
szczodrobliwego. Był już prawie pewien sytuacji i, jak czyni zazwyczaj człowiek szczęśliwy, zaczął
kusić fortunę.
— Może jaśnie wielmożny pan zechce jeszcze Michcika… coś z arytmetyki, z gramatyki?
— Czy tak? Bardzo, bardzo jestem… Ale trzeba już temu dać spokój. Proszę, wyrwij pan kogoś
jeszcze…
— Piątek! — zawołał nauczyciel nieco zbity z tropu.
— Jeść! — wrzasnął Piątek, pewny, że to chodzi o tak zwaną pieriekliczkę.
— Czytaj! — zgrzytnął na niego Wiechowski.
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional