lektory on-line

Potop - Henryk Sienkiewicz - Strona 17

rusznicą po bagnach latał, niż na nią patrzył.
?Gdzie on jest i jaki on jest teraz?" - oto pytania, które cisnęły się na myśl poważnej
pannie.
Znała go wprawdzie jeszcze z opowiadań nieboszczyka podkomorzego, który na cztery lata
przed śmiercią przedsięwziął był daleką i trudną podróż do Orszy. Otóż, wedle tych
opowiadań, miał to być ?wielkiej fantazji kawaler, choć gorączka okrutny". Po owym
układzie o małżeństwo dzieci zawartym między starym Billewiczem a Kmicicem ojcem, miał ów
kawaler przyjechać zaraz do Wodoktów akomodować się pannie; tymczasem wybuchła wielka
wojna i kawaler zamiast do panny pociągnął na pola beresteckie. Tam postrzelon, leczył
się w domu; potem ojca schorzałego i bliskiego śmierci pilnował; potem znów była wojna -
i tak zeszły owe cztery lata. Teraz od śmierci starego pułkownika upłynął już kawał
czasu, a o Kmicicu słuch przepadł.
Miała tedy o czym rozmyślać panna Aleksandra, a może tęskniła do nieznanego. W sercu
czystym, właśnie dlatego, że jeszcze miłości nie zaznało, nosiła wielką gotowość do
kochania. Iskry tylko trzeba było, żeby na tym ognisku rozpalił się płomień spokojny, ale
jasny, równy, silny i jak znicz litewski nie gasnący.
Więc niepokój ogarniał ją, czasem luby, a czasem przykry, i dusza jej ciągle zadawała
sobie pytania, na które nie było odpowiedzi, a raczej dopiero miała nadejść z pól
dalekich. Więc pierwsze pytanie było: zali on z dobrej woli ją zaślubi i gotowością na
jej gotowość do kochania odpowie? W owych czasach układy rodzicielskie o małżeństwo
dzieci bywały rzeczą
zwykłą, a dzieci choćby po śmierci rodziców, związane pod błogosławieństwem, dotrzymywały
najczęściej układu. W samym więc zaswataniu jej nie widziała panienka nic nadzwyczajnego,
ale że dobra wola nie zawsze z obowiązkiem chodzi w parze, więc i ta troska obciążyła
płową główkę panny: ?Czy on mnie pokocha?" I potem już stado myśli opadło ją, jak stado
ptastwa opada drzewa samotnie na rozległych polach stojące: ?Ktoś ty jest? jakiś jest?
Źyw chodzisz po świecie? czy może już gdzie tam poległeś?... Dalekoś ty? czy blisko?..."
Otwarte serce panny, jak drzwi otwarte na przyjęcie miłego gościa, mimo woli wołało ku
dalekim stronom, ku lasom i polom śnieżnym, nocą przykrytym: ?Bywaj, junaku! bo nie masz
nic gorszego w świecie nad oczekiwanie!"
Wtem jakby w odpowiedź wołaniu, z zewnątrz, właśnie z owych śnieżnych dalekości nocą
pokrytych, doszedł głos dzwonka.
Panna drgnęła, lecz oprzytomniawszy wnet przypomniała sobie, że to z Pacunelów przysyłano
każdego prawie wieczora do apteczki po leki dla młodego pułkownika; myśl tę potwierdziła
panna Kulwiecówna mówiąc:
- To od Gasztowtów po driakiew.
Nieregularny głos dzwonka targanego przy dyszlu brzmiał coraz wyraźniej; na koniec ucichł
nagle, widocznie sanki zatrzymały się przed domem.
- Obacz, kto przyjechał - rzekła panna Kulwiecówna do obracającego żarna Źmudzina.
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional