okna zakrzyknąć: ?Hajże na Szweda !"
Za mną, mości panowie!
To rzekłszy zeskoczył z cokołu i ruszył naprzód, a tłum za nim, i tak przyszli pod same
okna czyniąc gwar coraz większy, który w końcu zlał się w jeden olbrzymi okrzyk:
- Na Szweda! na Szweda!
Po chwili wypadł z sieni pan Korf, wojewoda wendeński, zmieszany bardzo, za nim Ganchof,
pułkownik rajtarów książęcych, i obaj poczęli hamować szlachtę, uciszać, prosić, żeby się
rozeszła.
- Na Boga ! - mówił pan Korf - tam na górze aż szyby drżą, a waćpanowie ani wiecie,
jakeście się nie w porę z waszymi okrzykami wybrali. Jakże to możecie posłom zniewagi
czynić, przykład niekarności dawać! Kto was do tego pobudził?
- Ja ! - odrzekł Zagłoba. - Powiedz wasza miłość księciu panu w imieniu nas wszystkich,
że go prosimy, aby był twardy, bo do ostatniej kropli krwi gotowiśmy przy nim wytrwać.
- Dziękuję waszmościom w imieniu pana hetmana, dziękuję waszmościom, ale już się
rozejdźcie. Rozwagi, mości panowie! Na żywy Bóg, rozwagi, bo ojczyznę do reszty
pogrążycie! Niedźwiedzią przysługę ojczyźnie oddaje, kto dziś posłów znieważa.
- Co nam do posłów! Chcemy się bić, nie paktować!
- Cieszy mnie animusz waszmościów! Przyjdzie na to pora niedługo, bogdajże i bardzo
prędko. Wypocznijcie teraz przed wyprawą. Pora na gorzałkę i przekąskę! ?le się bić o
pustym brzuchu.
- Prawda, jako żywo! - zawołał pan Zagłoba.
- Prawda, w sedno utrafił. Skoro książę zna nasze sentymenta, to nie mamy tu co robić!
I tłum począł się rozpraszać, największy zaś płynął do oficyn, w których liczne stoły
były już zastawione. Pan Zagłoba szedł na czele - pan Korf zaś wraz z pułkownikiem
Ganchofem udali się do księcia, który siedział na naradzie z posłami szwedzkimi, z
księdzem biskupem Parczewskim, z księdzem Białozorem, z panem Adamem Komorowskim i z
panem Aleksandrem Mierzejewskim, dworzaninem króla Jana Kazimierza, czasowo bawiącym w
Kiejdanach.
- Kto tam był sprawcą tej wrzawy? - pytał książę, z którego lwiej twarzy gniew jeszcze
nie ustąpił.
- To ów szlachcic świeżo przybyły, sławny pan Zagłoba ! - odpowiedział wojewoda wendeński.
- Mężny to rycerz -odparł książę - ale za wcześnie mi się rządzić poczyna.
To rzekłszy skinął na pułkownika Ganchofa i począł mu coś szeptać do ucha.
Pan Zagłoba tymczasem, rad z siebie, szedł do sal dolnych uroczystym krokiem, mając przy
sobie panów Skrzetuskich i pana Wołodyjowskiego, do których mówił z cicha:
- A co, amici? ledwiem się pokazał, jużem afekt w tej szlachcie ku ojczyźnie rozbudził.
Łatwiejże teraz księciu odprawić z niczym posłów, bo się na nasze suffragia potrzebuje
tylko powołać. Nie będzie to, jak myślę, bez nagrody, choć najwięcej mi o honor chodzi.
Czego żeś tak stanął, panie Michale, jak skamieniały i oczy utkwiłeś w oną kolaskę przy