lektory on-line

Quo vadis - Henryk Sienkiewicz - Strona 15

odziedziczył.
Po odsunięciu kotary dzielącej atrium od tablinum dom otwarty był na przestrzał, tak że przez
tablinum, przez następny perystyl i leżącą za nim salę, zwaną oecus, wzrok biegł aż do ogrodu, który
widniał z dala jak jasny obraz, ujęty w ciemną ramę. Wesołe dziecinne śmiechy dolatywały stamtąd
do atrium.
— Ach, wodzu — rzekł Petroniusz — pozwól nam posłuchać z bliska tego szczerego śmiechu, o
który dziś tak trudno.
— Chętnie — odrzekł powstając Plaucjusz. — To mój mały Aulus i Ligia bawią się w piłki. Ale co do
śmiechu, mniemam, Petroniuszu, że całe życie schodzi ci na nim.
— Życie jest śmiechu warte, więc się śmieję — odpowiedział Petroniusz — tu jednak śmiech brzmi
inaczej.
— Petroniusz — dodał Winicjusz — nie śmieje się zresztą po całych dniach, ale raczej po całych
nocach.
Tak rozmawiając przeszli przez długość domu i znaleźli się w ogrodzie, gdzie Ligia i mały Aulus bawili
się piłkami, które niewolnicy wyłącznie do tej zabawy przeznaczeni, zwani spheristae, zbierali z
ziemi i podawali im do rąk. Petroniusz rzucił szybkie, przelotne spojrzenie na Ligię, mały Aulus
ujrzawszy Winicjusza przybiegł się z nim witać, ów zaś przechodząc schylił głowę przed piękną
dziewczyną, która stała z piłką w ręku, z włosem nieco rozwianym, trochę zdyszana i zarumieniona.
Lecz w ogrodowym triclinium, zacienionym przez bluszcze, winograd i kozie ziele, siedziała
Pomponia Grecyna; poszli się więc z nią witać. Petroniuszowi, jakkolwiek nie uczęszczał do domu
Plaucjuszów, była ona znajoma, albowiem widywał ją u Antystii, córki Rubeliusza Plauta, a dalej w
domu Seneków i u Poliona. Nie mógł też oprzeć się pewnemu podziwowi, jakim przejmowała go jej
twarz smutna, ale pogodna, szlachetność jej postawy, ruchów, słów. Pomponia mąciła do tego
stopnia jego pojęcia o kobietach, że ów zepsuty do szpiku kości i pewny siebie, jak nikt w całym
Rzymie, człowiek nie tylko odczuwał dla niej pewien rodzaj szacunku, ale nawet tracił poniekąd
pewność siebie. I teraz oto dziękując jej za opiekę nad Winicjuszem wtrącał jakby mimo woli wyraz:
„domina”, który nigdy nie przychodził mu na myśl, gdy na przykład rozmawiał z Kalwią Kryspinillą, ze
Skrybonią, z Walerią, Soliną i innymi niewiastami z wielkiego świata. — Po przywitaniu i złożeniu
podzięki począł też zaraz narzekać, że Pomponię widuje się tak rzadko, że jej nie można spotkać ni
w cyrku, ni w amfiteatrze, na co odpowiedziała mu spokojnie, położywszy dłoń na dłoni męża:
— Starzejemy się i oboje lubimy coraz więcej domowe zacisze.
Petroniusz chciał przeczyć, lecz Aulus Plaucjusz dodał swoim świszczącym głosem:
— I coraz nam bardziej obco między ludźmi, którzy nawet naszych bogów rzymskich greckimi
nazywają imionami.
— Bogowie stali się od pewnego czasu tylko retorycznymi figurami — odrzekł niedbale Petroniusz
— że zaś retoryki uczyli nas Grecy, przeto mnie samemu łatwiej na przykład powiedzieć: Hera niż
Juno.
To rzekłszy zwrócił oczy na Pomponię, jakby na znak, że wobec niej żadne inne bóstwo nie mogło
mu przyjść na myśl, a następnie jął przeczyć temu, co mówiła o starości: „Ludzie starzeją się
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional