szczerze on się teraz weźmie do Szwedów i pewno ich tu nie będziem czekać, ale do Inflant
ruszymy.
- Z czegoż to suponujesz?
- Z dwóch powodów: raz, że książę będzie chciał reputację swą, nieco po cybichowskiej
bitwie zachwianą, poprawić, a po wtóre, że wojnę kocha...
- Tak jest - rzekł Zagłoba - znam ja go z dawna, bośmy razem w szkołach byli i pensa za
niego odrabiałem. Zawsze się kochał w wojnie i dlatego lubił ze mną lepiej niż z innymi
kompanię trzymać, bom ja także wolał konia i dzidkę niż łacinę.
- Z pewnością, że to nie wojewoda poznański, z pewnością, że to zgoła inny człowiek -
rzekł pan Stanisław Skrzetuski.
Wołodyjowski począł go wypytywać o wszystko, co się pod Ujściem zdarzyło, i za czuprynę
się targał słuchając opowiadania; wreszcie, gdy pan Stanisław skończył, rzekł:
- Masz waszmość słuszność! Nasz Radziwiłł do takich rzeczy niezdolny. Pyszny on jak
diabeł i zdaje mu się, że w całym świecie większego rodu od radziwiłłowskiego nie ma,
prawda! Oporu on nie znosi, prawda-i na pana podskarbiego Gosiewskiego, zacnego człeka, o
to zagniewan, że ten nie skacze, jak mu Radziwiłły zagrają. Na króla jegomości także
krzyw, że mu buławy wielkiej litewskiej dość prędko nie dał... Wszystko to prawda, jak i
to, że woli w bezecnych błędach kalwińskich żyć niż do prawdziwej wiary się nawrócić; że
katolików, gdzie może, ciśnie; że zbory heretykom stawia... Ale za to przysięgnę, że
wolałby ostatnią kroplę swojej pysznej krwi wytoczyć niż taką kapitulację, jak pod
Ujściem, podpisać... Będziem mieli wojny w bród, bo nie skryba, ale wojownik będzie nam
hetmanił.
- W to mi graj! -rzekł Zagłoba. - Niczego więcej nie chcemy. Pan Opaliński skryba, i
zaraz się pokazało, do czego zdatny... Najpodlejszy to gatunek ludzi! Każdy z nich niech
jeno pióro z kupra gęsi wyciągnie, to zaraz myśli, że wszystkie rozumy pojadł... i taki
syn innym przymawia, a jak przyjdzie do szabli, to go nie masz. Sam za młodu rytmy
układałem, żeby białogłowskie serca kaptować, i byłbym pana Kochanowskiego w kozi róg z
jego fraszkami zapędził, ale potem żołnierska natura wzięła górę.
- Przy tym jeszcze i to wam powiem - rzekł Wołodyjowski -że skoro się tu szlachta ruszy,
to się kupa ludzi zbierze, byle pieniędzy nie zabrakło, bo to rzecz najważniejsza.
- Na Boga, nie chcę pospolitaków! - zakrzyknął pan Stanisław. - Jan i jegomość pan
Zagłoba znają już mój sentyment, a waszmości powiem, że wolę być ciurą w regularnej
chorągwi niż hetmanem nad całym pospolitym ruszeniem.
- Tutejszy lud mężny - odrzekł pan Wołodyjowski - i bardzo sprawny. Mam tego przykład z
mego zaciągu. Nie mogłem pomieścić wszystkich, którzy się garnęli, a między tymi, których
przyjąłem, nie masz i jednego takiego, co by poprzednio nie służył. Pokażę waściom tę
chorągiewkę i upewniam, że gdybyście nie wiedzieli ode mnie, to byście nie poznali, że to
nie starzy żołnierze. Każden bity i kuty w ogniu jak stara podkowa, a w szyku stoją jako
triarii rzymscy. Nie pójdzie z nimi tak łatwo Szwedom jak pod Ujściem z Wielkopolanami.