Rozdział XII
Gdy pan Jan Skrzetuski ze stryjecznym Stanisławem i panem Zagłobą po uciążliwej drodze z
puszczy przybyli wreszcie do Upity, pan Michał Wołodyjowski mało nie oszalał z radości,
zwłaszcza że dawno już nie miał o nich żadnej wieści, o Janie zaś myślał, że znajduje się
z chorągwią królewską, której porucznikował, na Ukrainie u hetmanów.
Brał ich też z kolei w ramiona i wyściskawszy, znowu ściskał i ręce zacierał; a gdy mu
powiedzieli, że pod Radziwiłłem chcą służyć, uradował się jeszcze bardziej na myśl, że
nieprędko się rozłączą.
- Chwała Bogu, że do kupy się zbieramy, starzy zbarażczykowie - mówił.
- Człowiek i do wojny większą ma ochotę, gdy czuje konfidentów koło siebie.
- To była moja myśl - rzekł pan Zagłoba - bo oni do króla chcieli lecieć... Ale ja
powiedziałem: A czemu to nie mamy sobie z panem Michałem starych czasów przypomnieć?
Jeśli nam Bóg tak poszczęści, jak z Kozakami i Tatarami szczęścił, to niejednego Szweda
wkrótce mieć będziem na sumieniu.
- Bóg waści natchnął tą myślą! - rzekł pan Michał.
- Ale to mi dziwno -rzekł Jan - żeście o Ujściu i o wojnie już wiedzieli. Stanisław
ostatnim końskim tchem do mnie przyjechał, a my tak samo tu jechali myśląc, że pierwsi
będziem nieszczęście zwiastować.
- Musiała przez Źydów wieść tutaj przyjść - rzekł Zagłoba - bo oni zawsze wszystko
najpierwsi wiedzą i taka między nimi korespondencja, że jak któren rano kichnie w
Wielkopolsce, to już wieczorem mówią mu na Źmudzi i na Ukrainie: ?Na zdrowie!"
- Nie wiem, jak to było, ale od dwóch dni wiemy - rzekł pan Michał i konsternacja tu
okrutna... Pierwszego dnia jeszcześmy nie bardzo wierzyli, ale drugiego już nikt nie
negował... Co więcej wam powiem: jeszcze wojny nie było, a rzekłbyś, ptaki o niej
śpiewały w powietrzu, bo wszyscy naraz i bez powodu poczęli o niej gadać. Nasz książę
wojewoda musiał się też jej spodziewać i coś przed innymi wiedzieć, bo się kręcił jak
mucha w ukropie i w ostatnich czasach do Kiejdan przyleciał. Zaciągi od dwóch miesięcy z
jego rozkazu czyniono. Zaciągałem ja, Stankiewicz i niejaki Kmicic, chorąży orszański,
któren jako słyszałem, już gotowiuśką chorągiew do Kiejdan odprowadził. Ten się
najpierwej z nas wszystkich uwinÄ…Å‚...
- Znasz że ty, Michale, dobrze księcia wojewodę wileńskiego? - pytał Jan.
- Jak go nie mam znać, kiedym całą wojnę teraźniejszą pod jego komendą odbywał.
- Co wiesz o jego zamysłach? Zacny to pan?
- Wojownik jest doskonały; kto wie, czy po śmierci księcia Jeremiego w Rzeczypospolitej
nie największy... Pobili go, prawda, teraz, ale miał sześć tysięcy wojska na
ośmdziesiąt... Pan podskarbi i pan wojewoda witebski okrutnie go za to potępiają mówiąc,
iż przez pychę to z tak małą siłą się porwał na ową niezmierną potęgę, ażeby się z nimi
wiktorią nie dzielić. Bóg raczy wiedzieć, jak było... Ale stawał mężnie i sam życia nie
szczędził... A ja, którym na wszystko patrzył, tyle tylko powiem, iż gdyby miał dosyć