pan Jan Skrzetuski, słynny zbarażczyk, który od miesiąca wróciwszy od hetmanów z Ukrainy
bawił w domu, lecząc się z febry upartej; drugiego nie znał pan Zagłoba, chociaż
wzrostem, postawą i nawet rysami twarzy wielce był do Jana podobny.
- Przedstawiam wam, ojcaszku - rzekł Jan - stryjecznego mego, pana Stanisława
Skrzetuskiego ze Skrzetuszewa, rotmistrza kaliskiego.
- Waszmość pan tak do Jana podobny - odparł Zagłoba mrugając oczyma i strząsając resztki
snu z powiek- że gdzie bym waszmości spotkał, zaraz bym powiedział: ?Skrzetuski!" Hej, co
za gość w domu!
- Miło mi zabrać znajomość z waćpanem dobrodziejem - odparł Stanisław -tym bardziej że
imię znane mi było dobrze, bo je rycerstwo w całej Rzeczypospolitej ze czcią powtarza i
za przykład podaje.
- Nie chwaląc się, robiło się, co mogło, póki się siłę czuło w kościach.
Jeszcze i teraz rad by człek wojny pokosztował, bo consuetudo altera natura. Ale czemu to
waćpanowie tak strapieni jesteście, aż Janowi oblicze pobladło?
- Stanisław straszne przywiózł wieści - odrzekł Jan. - Szwedzi weszli do Wielkopolski i
już ją całkiem zajęli.
Pan Zagłoba zerwał się z ławy, jakby mu czterdzieści lat ubyło, otworzył szeroko oczy i
począł mimo woli macać się po boku jakby szukając szabli.
- Jak to? - rzekł -jak to: całą ją zajęli?
- Bo ją wojewoda poznański i inni wydali pod Ujściem w ręce nieprzyjaciela - odparł
Stanisław Skrzetuski.
- Dla Boga!... Co waćpan mówisz!... Poddali się?!...
- Nie tylko się poddali, ale podpisali ugodę, w której wyrzekli się króla i
Rzeczypospolitej... Odtąd tam ma już być Szwecja, nie Polska.
- Na miłosierdzie boskie!... Na rany Ukrzyżowanego!... To się chyba świat kończy?... Co
ja słyszę?... Jeszcześmy wczoraj z Janem mówili o tej groźbie od Szweda, bo były wieści,
że idą, ale obaj byliśmy pewni, że to się na niczym skończy, a co najwięcej na
wyrzeczeniu się tytułu króla szwedzkiego przez naszego pana, Jana Kazimierza.
- A tymczasem zaczęło się od utraty prowincji, a skończy się Bóg wie na czym.
- Przestań waćpan, bo mnie krew zaleje!... Jakże?... I waćpan był pod Ujściem7... i
waćpan patrzył na to wszystko własnymi oczyma?!... Toż to po prostu zdrada była
najzaraźliwsza, w dziejach niesłychana!
- I byłem, i patrzyłem, a czy to była zdrada, sam waszmość, gdy wszystko usłyszysz,
osądzisz. Staliśmy pod Ujściem, pospolite ruszenie i piechota łanowa, razem z piętnaście
tysięcy ludzi, i zalegaliśmy pasy nad Notecią ab incursione hostili. Prawda, że wojska
było mało, a waszmość, jako doświadczony żołnierz, wiesz najlepiej, czy pospolite
ruszenie może je zastąpić, a tym bardziej wielkopolskie, gdzie szlachta znacznie od wojny
odwykła. Jednakże gdyby się wódz był znalazł, można było po staremu dać wstręt
nieprzyjacielowi i przynajmniej zatrzymać go, póki by Rzeczpospolita jakich posiłków nie