Raz, o tam, za załamem, wyszedł na mnie lew, faraon wszystkich zwierząt. Motyka wypadła
mi z ręki. Więc ukląkłem przed nim i rzekłem te słowa, jak mnie widzicie:
"Panie - czyliż raczyłbyś mnie zjeść... jestem przecież tylko niewolnikiem!"
Lew drapieżca ulitował się nade mną; omijał mnie wilk; nawet zdradzieckie nietoperze
oszczędzały biedną moją głowę, a ty, Egipcjaninie...
Chłop umilkł, spostrzegł zbliżający się orszak ministra Herhora. Po wachlarzu poznał, że
musi to być ktoś wielki, a po skórze pantery, że kapłan. Pobiegł więc ku niemu, ukląkł i
uderzył głową o piasek.
- Czego chcesz, człowieku? - zapytał dostojnik.
- "Światło słoneczne, wysłuchaj mnie! - zawołał chłop. - Oby nie było jęków w twojej
komnacie i nieszczęście nie szło za tobą! Oby twoje czyny nie załamały się i oby cię prąd
nie porwał, gdy będziesz płynął Nilem na drugi brzeg..."
- Pytam, czego chcesz? - powtórzył minister.
- "Dobry panie - prawił chłop - przewodniku bez kaprysów, który zwyciężasz fałsz, a
stwarzasz prawdę... Który jesteś ojcem biedaka, mężem wdowy, szatą nie mającego matki...
Pozwól, abym miał sposobność rozgłaszać imię twoje jako prawo w kraju... Przyjdź do słowa
ust moich... Słuchaj i zrób sprawiedliwość, najszlachetniejszy ze szlachetnych..."
- On chce, ażeby nie zasypywano tego rowu - odezwał się Eunana.
Minister wzruszył ramionami i posunął się w stronę kanału, przez który rzucano kładkę.
Wówczas zrozpaczony chłop pochwycił go za nogi.
- Precz z tym!... - krzyknął jego dostojność cofnąwszy się jak przed ukąszeniem żmii.
Pisarz Pentuer odwrócił głowę; jego chuda twarz miała barwę szarą. Ale Eunana schwycił i
ścisnął chłopa za kark, a nie mogąc oderwać go od nóg ministra wezwał żołnierzy. Po
chwili jego dostojność, oswobodzony, przeszedł na drugą stronę rowu, a żołnierze prawie w
powietrzu odnieśli chłopa na koniec maszerującego oddziału. Dali mu kilkadziesiąt
kułaków, a zawsze zbrojni w trzciny podoficerowie odliczyli mu kilkadziesiąt kijów i
nareszcie - rzucili u wejścia do wąwozu.
Zbity, pokrwawiony, a nade wszystko przestraszony nędzarz chwilę posiedział na piasku,
przetarł oczy i nagle zerwawszy się począł uciekać w stronę gościńca jęcząc:
- Pochłoń mnie, ziemio!... Przeklęty dzień, w którym ujrzałem światło, i noc, w której
powiedziano: "narodził się człowiek..." W płaszczu sprawiedliwości nie ma nawet skrawka
dla niewolników... I sami bogowie nie spojrzą na taki twór, który ma ręce do pracy, gębę
tylko do płaczu, a grzbiet do kijów... O śmierci, zetrzyj moje ciało na popiół, ażebym
jeszcze i tam, na polach Ozirisa, po raz drugi nie urodził się niewolnikiem...
RozDZIAŁ TRZECI
Dyszący gniewem książę Ramzes wdzierał się na pagórek, a za nim Tutmozis. Elegantowi
przekręciła się peruka, sztuczna bródka odpadła, więc niósł ją w rękach. Pomimo zmęczenia
byłby blady na twarzy, gdyby nie warstwa różu.
Wreszcie książę zatrzymał się na szczycie. Od wąwozu dolatywał ich zgiełk żołnierstwa i