lektory on-line

Chłopi - Władysław Reymont - Strona 119

Kłębiaki, a czterech było młodziaków, wyrosłych jak sosny i już prawie pod wąsem, skręcali powrósła przy drzwiach, reszta zaś parobków rozwalała się po kątach kurząc papierosy, szczerząc zęby i prześmiewając się z dziewczynami, że co trochę cała izba się trzęsła od chichotów, a starsze jeszcze rade dokładały swoje, bych więcej było do śmiechów i zabawy.
Przyszedł w końcu i wyczekiwany Rocho, a tuż za nim Mateusz.
— Wieje to jeszcze? — spytała któraś.
— Całkiem ustało i ma się na odmianę.
— Od borów coś huczy, pewnikiem przyjdzie odelga — dorzucił Kłąb.
Rocho siadł na uboczy do zastawionej miski, bo u Kłębów teraz dzieci nauczał, mieszkał i jadał, Mateusz zaś witał się z niektórymi, nie patrząc nawet na Jagnę, jakby jej nie dojrzał, choć siedziała w pośrodku i najpierwsza mu w oczy wpadła, uśmiechnęła się na to leciutko, nieznacznie stróżując oczami drzwi wchodowych.
— A wiało też dzisiaj, że niech ręka boska broni! Kobiety na pół żywe przywlekły się z lasu, a pono Hanka z Bylicą jeszcze nie powróciła — zagadnęła Sochowa.
— Juści, biednym to zawdy wieje w plecy — mruknęła Kobusowa.
— Na co to ano i tej Hance zeszło! — zaczęła Płoszkowa, ale spostrzegłszy, że na Jagnę uderzyły ognie, urwała prędko zagadując czym innym.
— Jagustynki nie było? — zapytał Rocho.
— Plotkami ni obmową nie pożywi się u nas, to za nic ma taką kompanię.
— Pleciuch baba, tak dzisiaj najurzyła u Szymków, że sołtysowa sklęła się z wójtową, i żeby nie ludzie, do bicia by przyszło.
— A bo jej pozwalają przewodzić.
— I ustępują kiej przed czym poczciwym.
— Nikto się nie znajdzie, żeby jej zapłacił za te ciągłe swary i kłyźnienia.
— Przeciech wiedzą wszyscy jaka, to czemu szczekaczowi wiarę dają.
— Juści, kto wymiarkuje, kiedy prawdę powie, a kiej scygani!
— Wszystko jest bez to, że każda rada słucha na drugą — zakończyła Płoszkowa.
— Niechby się mnie czepiła, nie darowałabym! — wykrzyknęła Tereska żołnierka.
— Hale, jakby o tobie co dnia nie pyskowała po wsi — szepnęła urągliwie Balcerkowa.
— Słyszeliście, przywtórzcie! — zakrzyczała rozczerwieniona, boć wiadomym było, że z Mateuszem dobrze się znała.
— Przywtórzę, nawet prosto do oczów powiem, niech jeno twój z wojska powróci!
— Wara wam do mnie! ale, będą tu bele co powiadać!…
— Nie drzyj się, kiej cię nikt nie zaczepia — zgromiła ją surowo Płoszkowa, ale Tereska długo nie mogła się uspokoić mamrocząc cosik z cicha.
— Byli już z niedźwiedziem? — zagadnął Rocho, aby zwrócić uwagę w inną stronę.
— Ino ich patrzeć, bo są już u organistów.
— Które to chodzą?
— A dyć te wisielaki Gulbasowe i Filipki chłopaki!
— Idą już, idą! — zaczęły wołać dziewczyny, bo się rozległ przed domem długi ryk, a po nim głosy różnych zwierząt zaczęły się rozlegać w sieni, to kogut piał, owce beczały, koń rżał, a przewodził im ktosik na piszczałce, wreszcie drzwi się otwarły i przodem wlazł chłopak, przyodziany w kożuch do góry wełną, z czapą wysoką, przysmolony na gębie, że jak Cygan się widział, a ciągnął za sobą na długim powróśle onego niedźwiedzia, przybranego całkiem w grochowiny, z kożuszanym łbem, z ruchającymi się uszami z papieru i z ozorem czerwonym, może na łokieć wywalonym, do rąk zaś miał przywiązane kije, okręcone w grochowiny i wrażone w trepy, że chodził niby na czworakach, a za nim szedł tuż drugi wodziciel, ze słomianą pytą i kijem ostrymi kołkami najeżonym, na których tkwiły kawałki słoniny, to chleby, to jakieś pękate torbeczki wisiały, a dopiero za nimi Michał od organisty na piszczałce przygrywający i cała hurma chłopaków z kijami, bijąc nimi w podłogę i pokrzykując z całej mocy.
Niedźwiednik pochwalił Boga, zapiał potem kiej kokot, zabeczał jak baran, zarżał niby ogier rozgrzany i zaczął wykrzykiwać:
— Niedźwiedniki my z kraju dalekiego, zza morza szerokiego, z lasu wielgachnego! gdzie ludzie do góry nogami chodzą, gdzie płoty kiełbasami grodzą, a ogniem się chłodzą; gdzie garnki do słońca przystawiają, świnie po wodach pływają i deszcze gorzałką padają; niedźwiedzia my srogiego wodzim i po świecie chodzim! Powiedzieli nam ludzie, że w tej wsi są gospodarze bogacze, gospodynie użyczliwe, a dzieuchy piękne, tośmy przyśli z kraju dalekiego, zza dunaju szerokiego, by nas opatrzyli, grzecznie przyjęli i na drogę co dali. Amen.
— Pokażcie, co umiecie, a może się la was znajdzie co w komorze — rzeki Kłąb.
— Pokażemy wraz! Hej! graj, piszczało! tańcuj, misiu, tańcuj! — zakrzyczał kropiąc go kijem, a na to piszczałka wrzasnęła przebieraną nutą, chłopaki rypnęli kijami w podłogę i nuż przykrzykiwać, wodziciel udawał różne głosy, a niedźwiadek jął skakać na czworakach, ruchał uszami, kłapał ozorem, wierzgał, za dzieuchami gonił, a wodziciel niby go to powstrzymywał, a pytą wokół prał, co wlazło, i krzykał:
— Nie znalazłaś se mężyny, naści, babo, grochowiny!
Krzyk się podniósł w izbie, wrzaski, rwetes, bieganina, przegony, piski, a taka uciecha zapanowała, aż się za boki brali, niedźwiedź zaś wciąż baraszkował, figle stroił, przewalał się na ziem, ryczał, uciesznie skakał, to dziewczyny brał wpół tymi drewnianymi kulasami i ciągnął w tan, do taktu Michałowej piszczałki, a rzekome niedźwiedniki wraz z chłopakami tak dokazywali, że dziw się chałupa nie rozwaliła od tych wrzasków, gonów i śmiechów!
Opatrzyła ich suto Kłębowa, że wreszcie się wynieśli, ale długo jeszcze słychać było na drodze wrzaski i naszczekiwania psów.
— Któryż to udawał niedźwiedzia? — zapytała Sochowa, gdy się nieco uspokoiło.
— A Jasiek Przewrotny, nie poznaliście to?
— Kiej pod tym łbem kożuszanym nie mogłam rozpoznać.
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional