szczęśliwa bitwa mogła go nawet podnieść bardzo wysoko, i wieczorem zdarzył się wypadek,
który zdawał się być nową szczęśliwą wróżbą.
Słońce właśnie zachodziło oświecając ogromnym, rażącym oczy blaskiem Noteć i zanoteckie
bory, gdy po drugiej stronie rzeki ujrzano naprzód tuman kurzu, a potem poruszających się
w tumanie ludzi. Wyległo, co żyło, na wały, patrzeć, co to za goście; wtem od straży
nadbiegł dragon z chorągwi pana Grudzińskiego dając znać, że podjazd wraca.
- Podjazd wraca!... wracają szczęśliwie!... Nie zjedli ich Szwedzi!-powtarzano z ust do
ust w obozie.
Oni tymczasem w jasnych kłębach kurzu zbliżali się coraz bardziej, idąc wolno, następnie
przeprawili się przez Noteć.
Szlachta przypatrywała im się z rękoma nad oczami, bo blask czynił się coraz większy i
całe powietrze przesycone było złotym i purpurowym światłem.
- Hej! coś ich kupa większa, niż wyjechała! - rzekł pan Szlichtyng.
- Jeńców chyba prowadzą, jak mnie Bóg miły! - zakrzyknął jakiś szlachcic, widocznie
tchórzem podszyty, który oczom swoim wierzyć nie chciał.
- Jeńców prowadzą! jeńców prowadzą!...
Oni tymczasem zbliżyli się już tak, że twarze można było rozróżnić. Na przedzie jechał
pan Skoraszewski kiwając swym zwyczajem głową i gawędząc wesoło ze Skrzetuskim, za nimi
duży oddział konny otaczał kilkudziesięciu piechurów przybranych w koliste kapelusze.
Byli to istotnie jeńcy szwedzcy.
Na ten widok nie wytrzymała szlachta i puściła się naprzeciw wśród okrzyków :
- Vivat Skoraszewski ! Vivat Skrzetuski !
Gęste tłumy otoczyły wnet cały oddział. Jedni patrzyli na jeńców, drudzy wypytywali się:
?Jak to było?" - inni wygrażali Szwedom.
- A hu! A co?! Dobrze wam tak, psiajuchy!... Z Polakami zachciało się wam wojować? Macie
teraz Polaków!
- Dawajcie ich saml... Na szable ich!... Bigosować!...
- Ha, szołdryl ha, pludraki, popróbowaliście polskich szabel?!
- Mości panowie, nie krzyczcie-jak wyrostki, bo jeńcy pomyślą, że wam wojna pierwszyzna !
- rzekł pan Skoraszewski. -Zwyczajna to rzecz, że się jeńców w czasie wojny bierze.
Ochotnicy, którzy należeli do podjazdu, spoglądali z dumą na szlachtę, która zarzucała
ich pytaniami:
- Jakże to? Łatwo się wam dali? Czy musieliście się zapocić? Dobrze się biją?
- Dobrzy pachołkowie - odparł pan Rosiński - i bronili się znacznie, ale przecie nie z
żelaza. Szabla się ich ima.
- Tak i nie mogli wam się oprzeć, co?
- Impetu nie mogli wytrzymać.
- Mości panowie, słyszycie, co mówią: impetu nie mogli wytrzymać!...A co?... Impet to
grunt!...