Zbyszka, gdyż już mu o Danusię chodziło więcej niż o wszystko na świecie. Otuchy dodawała
mu tylko myśl, ze Jurand poczyta mu za zasługę, nie za ujmę. napaść na Lichtensteina, bo
przecie to uczynił także przez zemstę za Danusiną matkę - i omal własnej szyi nie stracił.
Tymczasem jął badać dworzanina, który po niego przyszedł do Amyleja:
- A gdzie mnie wiedziecie? - pytał - na zamek?
- Juści na zamek. Jurand razem z dworem księżny stanął.
- Powiedzcie mi też, jaki to człowiek?... żebym wiedział, jako z nim gadać...
- Co wam powiem! To jest człek zgoła od innych ludzi odmienny. Powiadają, że dawniej był
wesół, póki mu się krew w wątrobie nie zapiekła.
- A mÄ…dry jest?
- Chytry jest, bo innych łupi, a sam się nie da. Hej! jedno on oko ma, gdyż drugie mu
Niemcy z kuszy wystrzelili, ale tym jednym do dna ci człowieka przejrzy. Nikt z nim na
swoim nie postawi... Jeno księżnę, naszą panią, to miłuje, bo jej dworkę za żonę wziął, a
teraz siÄ™ dziewka u nas hoduje.
Zbyszko odetchnÄ…Å‚.
- To mówicie, że on się woli księżny nie sprzeciwi?
- Wiem ja, czego byście się chcieli dowiedzieć, i com zaś słyszał, to powiem. Mówiła z
nim księżna o waszych zrękowinach, boć nieładnie byłoby utaić, ale co on na to rzekł -
nie wiadomo.
Tak rozmawiając, doszli do bramy. Kapitan łuczników królewskich, ten sam, który
poprzednio prowadził Zbyszka na śmierć, skinął mu teraz przyjaźnie głową, więc
przeszedłszy warty, znaleźli się w dziedzińcu, a potem weszli na prawo do oficyny, którą
zajmowała księżna.
Dworzanin, spotkawszy przed drzwiami pachołka, spytał:
- A gdzie Jurand ze Spychowa?
- W krzywej komnacie, z córką.
- To tamój - rzekł dworzanin, ukazując drzwi. Zbyszko przeżegnał się i podniósłszy
zasłonę w otwartych drzwiach, wszedł z bijącym sercem. Ale nie od razu dostrzegł Juranda
z Danusią, gdyż komnata nie tylko była krzywa, ale i mroczna. Po chwili dopiero ujrzał
jasną główkę dziewczyny siedzącej na kolanach ojca. Oni też nie usłyszeli, gdy wszedł,
więc zatrzymał się przy zasłonie, chrząknął i wreszcie ozwał się:
- Niech będzie pochwalony.
- Na wieki wieków - odpowiedział, wstając, Jurand. W tej chwili Danusia skoczyła ku
młodemu rycerzowi i chwyciwszy go za rękę, poczęła wołać:
- Zbyszku! TatuÅ› przyjechali!
Zbyszko ucałował jej ręce, po czym wstał, zbliżył się wraz z nią do Juranda i rzekł:
- Przyszedłem się wam pokłonić; wiecie, ktom jest? I schylił się lekko, czyniąc rękoma
ruch, jakby go chciał podjąć pod nogi. Lecz on chwycił jego dłoń, obrócił go ku światłu i
począł mu się w milczeniu przypatrywać.